Wszystkie posty umieszczone pod: ETIOPIA

Dolina Omo w Etiopii. Turmi i wizyta w wiosce Hamerów

Uchylone okno, przed pełnym otwarciem, zabezpiecza solidny łańcuch. Wnikające przez nie do bungalowu nocne powietrze, nie przynosi oczekiwanej ulgi. Wraz z jego ciepłą i wilgotną falą, do naszego pokoju docierają za to rozmaite dźwięki. Nie jest to szum przejeżdżających samochodów, stukot obcasów o betonowe płyty chodnika, czy odgłos sunącego po szynach tramwaju. To jakieś tajemnicze głosy, szmery i pomruki, które nie dają nam usnąć. Zapaść w spokojny sen nie pozwala również świadomość, że poza kilkoma osobami załogi, jesteśmy w hotelowym kompleksie zupełnie sami. Jedynie liche ogrodzenie oddziela nas od rozległej, dzikiej przestrzeni, z rzadka pokrytej typowymi dla afrykańskiego buszu sylwetkami akacjowych krzewów. Wiemy, że gdzieś tam wśród rozłożystych akacjowców, przycupnęły chaty jednej z wiosek plemienia Hamerów. Wioski, którą opuściliśmy kilka godzin wcześniej, tuż przed zachodem słońca.

Dolina Omo w Etiopii. Targ w Dimece i spotkanie z Hamerami

Smukły, ciemnoskóry mężczyzna w przepasce na biodrach, maszeruje niespiesznie z maczetą w dłoni. Za nim leniwie kroczy inny, prowadząc na sznurku kozę. Dalej kolejny, dzierżący w rękach plastikowe baniaki. Są też obładowane tobołkami kobiety. Im bliżej miasteczka, podążający w jednym kierunku sznur wędrowców, zagęszcza się. Bitą drogą biegnącą przez centrum mieściny, kolorowy ludzki potok płynie już naprawdę wartko. Wszystkie osoby, poza zdobiącą ich ciała biżuterią i wymyślnymi fryzurami, łączy jedno. Odbywający się w Dimece, głęboko na południu Etiopii, cotygodniowy targ.

Dolina Omo w Etiopii i plemię Mursi

Tej nocy nie śpi nam się dobrze. Betonowa nora z metalowymi drzwiami, czyli nasz pokój, ze słowami przytulny, gościnny, ciepły nie ma nic wspólnego. Narzekać jednak nie warto, w końcu jesteśmy daleko na południu Etiopii, w Dżince miasteczku stanowiącym bramę do Doliny Omo. A Dolina Omo to urzeczywistnienie wizji nietkniętej przez cywilizację Afryki, z dziką przyrodą i żyjącymi z dala od świata plemionami. Rano mamy odwiedzić najbardziej niezwykłe z nich – plemię Mursi. Padający w nocy deszcz szarpie nam nerwy. Po deszczu droga do wiosek Mursi może być bowiem nieprzejezdna.

Dolina Omo w Etiopii. Wioska ludu Konso

Za naszymi plecami słyszymy potok niezrozumiałych słów, wyrzucanych podniesionym, dziecięcym głosikiem. Obracamy się za siebie, a wtedy podparty pod boki brzdąc, autor skierowanego pod naszym adresem monologu, traci cały rezon i chowa się za ogrodzeniem swego domostwa. Po raz pierwszy w Etiopii, ktoś traktuje nas, nie jak maszynkę do rozdawania pieniędzy, ale intruza, wtykającego nos, tam gdzie nikt go nie zapraszał. Lud Konso, którego wioskę właśnie oglądamy, za sprawą małego obrońcy domowego miru, od razu zyskuje w naszych oczach.

Dolina Omo w Etiopii. Jezioro Czamo, pełne czaru

Parujące, zielone wzgórza otaczają jezioro. Jest spokojnie i cicho jak na późnopopołudniową, senną porę przystało. Patrzymy na sunące po niebie białe, skłębione chmury. Stan błogiego rozleniwienia przerywa sternik łodzi i przewodnik w jednym, kierując nasz wzrok w stronę ciemnych punktów, mącących w oddali taflę wody. Hipopotamy! To właśnie z ich powodu, a także mając nadzieję na spotkanie (z bezpiecznej odległości) z krokodylami, pelikanami i całym bogactwem tutejszej flory i fauny, płyniemy lichą, metalową łajbą po wodach Jeziora Czamo (Chamo Lake). Jeziora położonego na terenie Parku Narodowego Necz Sar w południowej Etiopii.

Dolina Omo w Etiopii. Chencha, zagubiona wśród gór wioska tkaczy

  Barwne kłębki wełny przyciągają wzrok. Na prowizorycznych straganach powiewają szale i bieżniki o intensywnych kolorach wełny. Puszyste bawełniane włókna, niczym puchowe kołderki pokrywają, rozłożone na ziemi płachty. Trafiliśmy na kolejne targowisko. Nietypowe towary? Skąd. W końcu jesteśmy na targu plemienia Dorze, cenionych w Etiopii tkaczy.

Wschodnia Etiopia. Targ wielbłądów w Babile

Do Babile, mieściny położonej ok. 30 km na wschód od Hareru, docieramy lokalnym busikiem po godzinie jazdy. Barwna, niska zabudowa rozlokowana jest wzdłuż asfaltowej szosy biegnącej dalej do Dżidżigi, blisko granicy z Somalią (lub raczej nieuznawanym przez międzynarodową społeczność Somalilandem). Boczną, wydeptaną w czerwonej ziemi drogą, miejscowi oraz przyjezdni wraz z kozami, krowami i resztą żywego inwentarza, podążają w jednym kierunku.

Wschodnia Etiopia. Harer, tam gdzie hieny jedzą człowiekowi z ręki

Obrzeża afrykańskiego miasta. Wieczór. Z mroku wyłania się grupa hien. Początkowo niepewnie zbliżają się do kosza z resztkami, zwabione zapachem mięsa i jękliwym nawoływaniem stojącego przy nim mężczyzny. Nieufnie, ale zachłannie sięgają po podawane przez niego kawałki. „Człowiek od hien” rozkręca spektakl, którego jesteśmy jedynymi widzami. Zmusza łakome zwierzęta, by pokonując naturalny strach, odbierały resztki jedzenia z jego ust. Na koniec rozgania je przeciągłymi krzykami. Przedstawienie zakończone. Ciągle pod wrażeniem i z niemałą ulgą wracamy w krąg słabo oświetlonych, skromnych domów Hareru.

Wschodnia Etiopia. Wszystkie barwy Hareru

Opuszczamy północ kraju, słynny „historyczny krąg”. Miejsce kościołów zajmują meczety, biały kolor szat pobożnych chrześcijan, zastępują wielobarwne stroje muzułmańskich kobiet, czat sprzedawany jest naręczami, a tłoczne i kolorowe targowiska kuszą zapachem przypraw. Jesteśmy w Harerze, najważniejszym historycznie ośrodku wschodniej Etiopii.