Barwne kłębki wełny przyciągają wzrok. Na prowizorycznych straganach powiewają szale i bieżniki o intensywnych kolorach wełny. Puszyste bawełniane włókna, niczym puchowe kołderki pokrywają, rozłożone na ziemi płachty. Trafiliśmy na kolejne targowisko. Nietypowe towary? Skąd. W końcu jesteśmy na targu plemienia Dorze, cenionych w Etiopii tkaczy.
Chencha (Czencza) miasteczko, w którym się odbywa, to zapyziała dziura, pełna osobliwych miejsc, ulokowana na wysokości 2900 m n.p.m. O specyficznym surowym uroku, typowym dla górskich miejscowości. Spowita mgłą, wilgocią i chłodem. Jedno z pierwszych miejsc odwiedzonych na południu Etiopii, odcinające się od spalonych słońcem obrazów z północy kraju. Wyjątkowe pod tym względem również tu na południu. Zapadające w pamięć. I w serce.
Rozległy plac, na którym odbywa się targ, zapełnia się miejscowymi. Jest tłoczno. Handel, spotkania, rozmowy. Bose stopy lub plastikowe imitacje butów (pełen przekrój, od sportowych po eleganckie). Gigantyczne pakunki, dźwigane na plecach przez miejscowe kobiety. Niemal każdy fragment czerwonej ziemi, upstrzony barwnymi skupiskami osób. Wokół, gliniane domy, pokryte i wzmocnione rdzewiejącą blachą. Niektóre, mieszczące pijalnie teju (tedżu) – miejsca przeznaczone dla mężczyzn, sączących rodzaj pitnego miodu, z buteleczek o kształcie chemicznych probówek.
Łagodne zbocza powyżej placu i blaszanych straszaków, opanowane są przez bujną roślinność. Wśród wysokich liści rośliny o nazwie ynset, przypominającej do złudzenia bananowca, przycupnęły domki, niczym ule z krainy gigantów. Domostwa Dorzów, o sięgających nieba (nawet 9 metrowych) konstrukcjach kryją wspólne dla ludzi i zwierząt pomieszczenia, rozdzielone prowizorycznymi ściankami, z paleniskiem pośrodku. Pomieszczenia tak wysokie, że pozwalają na ustawienie wokół ogniska, absurdalnie wyglądających w tym miejscu krzeseł.
Roślina ynset, zwana fałszywym bananowcem, to obowiązkowy element każdego obejścia. Ynset nie rodzi kiści dorodnych żółtych bananów. Ma jednak wiele innych zastosowań. Miejscowe kobiety ścierają na miazgę jej łodygi. Po kilkumiesięcznej fermentacji miazga, zamienia się w twardą masę, z której pieczony jest chleb zwany k’ocio, zajmujący u Dorze miejsce, popularnej na północy indżery. Pokrycie domów, maty, ogrodzenia, wszystko to zasługa ynset.
Czas powrotu. Serpentynowymi zygzakami zjeżdżamy na dół, pokonując w ciągu godziny odcinek (zaledwie) 22 kilometrów i (aż) 1600 metrów różnicy wzniesień. W głowach lekko szumi wypity wcześniej lokalny bimber i tedż. Spowita mgłą Czencha zostaje za nami. W Arba Mynch ponownie wita nas słońce.
Hej,
Bardzo fajny blog. Masz od nas jeden punkcik w konkursie Blog Roku:)
Pozdrawiamy,
Republika Podróży
Życzymy powodzenia w konkursie Blog Roku i zapraszamy do nas 🙂
Pozdrawiamy,
Goha i Kamil
RobiMy Podróże
Niesamowite miejsca! To musiała być bardzo interesująca podróż!
———
travelingrockhopper.com
Zdjecia super
Swietne zdjecia !
Miło, dziękujemy 🙂