Smukły, ciemnoskóry mężczyzna w przepasce na biodrach, maszeruje niespiesznie z maczetą w dłoni. Za nim leniwie kroczy inny, prowadząc na sznurku kozę. Dalej kolejny, dzierżący w rękach plastikowe baniaki. Są też obładowane tobołkami kobiety. Im bliżej miasteczka, podążający w jednym kierunku sznur wędrowców, zagęszcza się. Bitą drogą biegnącą przez centrum mieściny, kolorowy ludzki potok płynie już naprawdę wartko. Wszystkie osoby, poza zdobiącą ich ciała biżuterią i wymyślnymi fryzurami, łączy jedno. Odbywający się w Dimece, głęboko na południu Etiopii, cotygodniowy targ.
Afrykańskie targowiska to jest przeżycie! Staramy się odwiedzać każde, nawet te niewielkie, gdy tylko mamy taką okazję. Zanim niesieni przez barwny tłum, dotrzemy na plac targowy w Dimece, odwiedzamy taki właśnie lokalny targ w Dżince (Jinka). W tygodniu dzieje się tam niewiele, za to w sobotę ściągają na niego plemiona z odległych miejsc. Do soboty, niestety jest jeszcze daleko, stąd wśród osób na placu spotykamy głównie miejscowych.
Sama Dżinka, czyli stolica administracyjna regionu i brama do niezwykłej Doliny Omo, to senna małomiasteczkowa dziura. Trzy razy w tygodniu, z zarośniętego trawą pasa startowego, przegania się kozy i pozwala w ten sposób wylądować samolotom z Addis Abeby (z międzylądowaniem w Arba Myncz). Samoloty te przywożą głównie turystów, którzy szybko opuszczają miasto, kierując się w stronę Parku Narodowego Mago na spotkanie z Mursi, a potem zapuszczają głębiej w Dolinę Omo, by poznać inne zamieszkujące ten obszar plemiona.
W Dżince zostajemy na dwie noce. Deszczową, pełną nerwów noc przed wizytą w wiosce Mursi i kolejną, po której żegnamy się z mieściną, ruszając w stronę Dimeki i Turmi, krainy Hamerów.
Prawie każdy mężczyzna trzyma na sznurku kozę. Właśnie kupioną, a może przyprowadzoną na sprzedaż? To wiedzą tylko zainteresowani. A tych jest sporo. Podstawowym zajęciem Hamerów tradycyjnie było bowiem pasterstwo, jednak obecnie źródłem ich utrzymania staje się uprawa roli. Plac, na którym odbywa się handel zwierzętami – pierwsze odwiedzone przez nas w Dimece miejsce – pełen jest mężczyzn. No i oczywiście zwierząt, przede wszystkim kóz.
Na targu handluje się również bydłem. Skórę przeznaczonych na sprzedaż byków niemal na całym ciele pokrywają ogromne znaki. Nie powinno to nikogo szokować. Hamerowie, podobnie jak inne plemiona Doliny Omo, na własnych ciałach również praktykują skaryfikację. Zgrubienia powstałe w wyniku nacinania, a potem zasypywania rany popiołem i węglem, noszone są przez miejscowych z dumą i traktowane jako wyjątkowa ozdoba. Są świadectwem odporności na ból, wysoko cenionej wśród tutejszych społeczności.
Rytualna chłosta kijami, której dobrowolnie poddają się kobiety Hamerów, daje początek jednemu z najważniejszych dla tego plemienia wydarzeń. Jest nim słynna ceremonia skakania przez grzbiety byków, ustawionych w rzędzie liczącym nawet 30 sztuk zwierząt. Ceremonia ta zamyka, trwający trzy dni obrzęd inicjacyjny młodych Hamerów. Ci z nich, którzy ukończą ją pomyślnie, będą mogli się ożenić, wybierając sobie żonę z grona dziewczyn poddających się chłoście.
Hamerowie kochają ozdoby. Nie tylko te wymagające bolesnych zabiegów na ciele. Opaski, naszyjniki, bransoletki oraz kolczyki wykonane z koralików zdobią ich głowy, szyje, ramiona, łydki i uszy. I to nie wyłącznie u kobiet. W tej kwestii mężczyźni, w niczym nie ustępują płci pięknej. Ba, to właśnie oni wpinają we włosy … kolorowe spinki. O tak misternie ułożone fryzury należy odpowiednio dbać. Pomagają w tym drewniane podgłówki, z którymi Hamerowie się nie rozstają, i które pozwalają im zachować nienaruszone ułożenie włosów nawet podczas drzemki.
Z kolei, tym co wyróżnia kobiety Hamerów są niemal identyczne, krótkie fryzury z ciężkimi grzywkami. Tworzą je setki warkoczyków, sklejonych mieszaniną zjełczałego masła i ochry. Glinka nadaje włosom charakterystyczny kolor, zaś zjełczałe masło … niezbyt przyjemną woń.
Na targu, gdzie sprzedawano zwierzęta, kobiet było niewiele. Za to w innej części miasteczka, tam gdzie handluje się podstawowymi artykułami spożywczymi, są one w przewadze. Sprzedają, kupują, plotkują i śmieją się głośno. Niektóre z nich ubrane są w spódnice ze skóry z tyłu tworzącej długi, ozdobiony koralikami i muszelkami ogon.
Przemieszczamy się wśród tego barwnego tłumu, obserwując jak toczy się codzienne, normalne życie tu, daleko na południu Etiopii. W tym miejscu nic nie jest na pokaz. To nie żywy skansen ani Cepelia. Ciężko nam uwierzyć, że to nie podróż wieki wstecz. O tym, że nie cofnęliśmy się w czasie, przypominają nam jednak, noszone do przepasek na biodrach i skórzanych spódnic, tanie podkoszulki oraz plastikowe okulary przeciwsłoneczne na głowach Hamerów.
Tak czy inaczej, przeżycie jest niezwykłe. Wkrótce okaże się, że nie jedyne tego dnia. Zanim zajdzie słońce doświadczymy równie wyjątkowego spotkania. I ono też będzie przypominało podróż w czasie.
Wspaniali ludzie, wspaniała historia! Etiopia to moje ulubione miejsce w Afryce, pozdrawiam i zapraszam na moje relacje: http://drapiacchmury.blog.pl/
Niezwykłe zdjęcia! Ci ludzie wiodą tak odmienne od nas życie! Niezwykłe!