Wszystkie posty otagowane: Azja

Kirgistan. Jeti-Oguz, Dolina Kwiatów i wodospad

Wystarczyło obejść formację skalną i znad brzegu rwącej rzeki, spojrzeć na jej drugie, zupełnie odmienne od widzianego przed chwilą oblicze. I tak, w miejsce siedmiu skał przypominających grzbiety rozjuszonych, gotowych do natarcia byków, podziwiamy teraz – czerwone (a jakże!) serce. Twarde jak skała, a jednak rozdarte. Serca naszej trójki rozdarte nie są – wręcz przeciwnie, skaczą z radości. Powodów jest kilka. Piękna pogoda, obecność w Jeti-Oguz, słynącym z oglądanych właśnie, oryginalnie uformowanych czerwonych skał, oraz perspektywa górskiego spaceru pobliską doliną Terskej Ałatoo. A na koniec orzeźwiająca chwila relaksu w pobliżu wodospadu, będącego celem tej wyprawy.

Kirgistan. Karakoł i okolica

Terenowe auto sprawnie pokonuje górską drogę, której przejście zajęłoby nam półtorej godziny czasu. Pora jest późna, toteż fakt złapania przez nas stopa na mało uczęszczanej trasie trekkingowej, cieszy jeszcze bardziej. Podskakując na wertepach, prowadzimy wesołą konwersację z kirgiskim kierowcą i jego żoną. Para ta, podobnie jak my, przyjechała podziwiać uroki okolicy jeziora Issyk-kul, największego zbiornika wodnego w kraju. I choć właściciel auta żartuje, że może nas zawieść nawet do Polski, do Krakowa, myśl o powrocie do domu, nie jest dla nas ani trochę kusząca. Po pobycie na uzbeckiej ziemi, dopiero bowiem zaczynamy smakować Kirgistan. A niedawna wizyta nad tutejszym jeziorem Songköl, zdecydowanie rozbudziła w nas apetyt na więcej.

Kirgistan. Jezioro Songköl

Ustalając warunki zakwaterowania z kobietą, u której prawdopodobnie będziemy nocować, drżymy z zimna. W tenisówkach, krótkich spodenkach i cienkich koszulkach dotkliwie odczuwamy niską temperaturę i każdy chłodny powiew wiatru. Zaledwie trzy godziny wcześniej, przy ciepłej, słonecznej pogodzie taki strój był optymalnym zestawem. W minivanie, który wspinał się dzielnie po górskiej drodze do punktu, gdzie właśnie stoimy – również okazał się wystarczający. Zachwyceni widokami w trakcie jazdy, dopiero po opuszczeniu auta, uświadamiamy sobie, jak bardzo zmieniło się nasze położenie. Wiemy, że panujące warunki nie mogą nas dziwić. W końcu jest wieczór, a my dotarliśmy na wysokość ponad 3 tysięcy m n.p.m. Zanim wyciągniemy z plecaków i założymy na siebie ciepłe ubrania oraz trekkingowe buty, musimy najpierw ustalić, co z noclegiem. Szczegóły w końcu zostają dograne. Jedna z trzech jurt należących do kobiety – z którą łamanym rosyjskim, przy pomocy kierowcy, uzgadniamy plan na najbliższe dwa dni pobytu nad jeziorem Songköl – jest do naszej dyspozycji.

Uzbekistan. Shahrisabz i przejście graniczne Do’stlik-Dostuk

Stojąc pośrodku olbrzymiej budowli, zadzieramy do góry głowy i patrzymy … w niebo. Po tym, co kiedyś było bramą, pozostały jedynie dwa 38-metrowe pylony. Przetrwały tylko one. Jednak nawet te fragmenty dobitnie świadczą o wielkości nieistniejącego obiektu. Ale też i nie o byle jaki obiekt chodzi. Mowa bowiem o pałacu Ak Saraj, wzniesionym z rozkazu Timura w Shahrisabz – miasteczku, będącym miejscem narodzin słynnego zdobywcy.

Uzbekistan. Samarkanda – Registan, Gur-i Mir, meczet Bibi Chanum, kompleks Szach-i Zinda

Na miejscu jesteśmy tuż przed zachodem słońca. Jego ciepłe, łagodne promienie opierają się już tylko na turkusowych kopułach tutejszych budowli. W wąskiej alejce pomiędzy mauzoleami panuje półmrok. Nawet przy tak nikłym oświetleniu, niebieskie mozaiki na fasadach budynków, oszałamiają bogactwem i precyzją wzorów. W dodatku mamy je na wyłączność – poza nami, nikt o tej porze nie zakłóca panującej tu ciszy i spokoju. Nadciągający wieczór przynosi ulgę od upału, i powoli zamyka pierwszy dzień naszej obecności w Samarkandzie. Już sama jej nazwa przywołuje na myśl dawny, orientalny świat, z przybywającymi do miasta karawanami kupców, wiozących z odległych krain drogocenne towary. Pozostałości tego świata są w Samarkandzie zachwycające. A kompleks Szach-i Zinda, po którym właśnie spacerujemy, to zdaniem wielu, najpiękniejszy ich przykład. Nie tylko w Samarkandzie. Nie tylko w Uzbekistanie. Ale w całej Azji Środkowej.

Uzbekistan. Buchara – kompleks Lab-i Hauz, Po-i Kalon, twierdza Ark, medresy i bazary

W jego cieniu chronimy się przed słońcem, które nawet przedpołudniową porą przygrzewa bezlitośnie. Minaret Kalon, pod którym stoimy to prawdziwy, długowieczny olbrzym. Mający blisko 46 metrów wysokości oraz średnicę 9 metrów w dolnej i 6 w górnej części, już w XII wieku niczym latarnia morska wskazywał drogę karawanom kupców. Rozległy plac, na którym się znajduje, jest dla niego niczym podnóże wielkoluda i taką też nosi nazwę (Po-i-Kalon ). Mając rzeczonego wielkoluda za plecami patrzymy na budynki rozlokowane po obu jego stronach. Patrzymy, to mało powiedziane. Raczej, nie możemy oderwać wzroku od majestatycznych i jednocześnie subtelnie pięknych budowli, jakimi są meczet Kalon i medresa Mir-i Arab. Chwilę wcześniej podziwialiśmy równie urodziwą i także przyglądającą się sobie nawzajem parę medres Uług Bega i Abd al-Aziz Chana oraz piękny kompleks Lab-i Hauz. Jak na jedno miasto to naprawdę imponujący zestaw. Już wiemy, że nasze pierwsze wrażenia odnośnie tego miejsca było błędne. Bucharo, jesteś zachwycająca!

Uzbekistan. Chiwa i zabytki kompleksu Iczan Kala

Jego szeroka, pokryta niebieskimi płytkami podstawa wyróżnia się na tle złocisto-piaskowej zabudowy, na którą składają się liczne medresy, meczety i mauzolea. Kala Minor, gdyby jego budowy nie przerwała śmierć pomysłodawcy, byłby najwyższym minaretem w Azji Środkowej. Mimo, że niedokończony, stanowi serce kompleksu Iczan Kala – cytadeli, o czterech bramach na każdą stronę świata. Spacerując wąskimi uliczkami twierdzy mamy wrażenie jakbyśmy cofnęli się do czasów, gdy miejsce to odwiedzały karawany kupców podążających Jedwabnym Szlakiem. Brakuje tylko dżina, który wydobywając się z lampy, obieca spełnić nasze trzy życzenia. Choć w zasadzie wystarczą dwa. Trzecie już się zrealizowało. Jesteśmy w Chiwie, mieście sięgającego starożytnych czasów królestwa Chorezmu.

Uzbekistan. Mujnak, cmentarzysko statków i wyschnięte jezioro Aralskie

– Po co jedziecie do Mujnaku? Przecież tam nic nie ma – nowo poznany drug* Alek, podpułkownik uzbeckiej armii, z którym dzielimy rozgrzany do granic wytrzymałości przedział w pociągu relacji Taszkent-Nukus, nie może zrozumieć naszej decyzji. – No i my to nic, chcemy zobaczyć – żartujemy. Alek z niedowierzaniem kręci głową, pociągając kolejny haust ciepłej wódki. Otrząsa się i zapija ją gorącą herbatą. – Tam żarko, oczeń żarko*. Tam tylko step i miasto, które umiera – dodaje. Wiemy, że ma rację. W latach 60-tych XX wieku, położony nad brzegiem Jeziora Aralskiego, Mujnak był prężnie rozwijającym się miastem portowym z dającą zatrudnienie miejscowym, fabryką konserw rybnych. Dziś od brzegów jeziora dzieli go 200 kilometrów. Zawiniła zła gospodarka zasobami wodnymi Amu-Dari, czyniąc z Mujnaku „nic” pośrodku gorącego stepu, miasto-widmo, atrakcyjne jedynie dla szukających wrażeń turystów, a nie zwykłych mieszkańców Uzbekistanu.

Uzbekistan. Taszkent – Kompleks Hast Imam, Medresa Kukeldasz i Meczet Piątkowy

Nasz podręczny plecak szybko wypełnia się czarnymi reklamówkami z banknotami. W jednej chwili, wymieniając pieniądze na uzbeckim bazarze, sprawnie i bezproblemowo stajemy się milionerami. Co za miły obrót sprawy. Dzień wcześniej, przekraczając pieszo granicę między Kirgistanem a Uzbekistanem, mieliśmy mniej radosne miny. Zawartość należących do nas bagaży wylądowała wówczas na podłodze i ławkach, stając się obiektem drobiazgowej kontroli uzbeckich celników. Ci, dopiero gdy przejrzeli zdjęcia i aplikacje na naszych telefonach, poznali wysokość średnich zarobków w Polsce i stwierdzili, że towarzysząca nam córka, jednak jest naszym dzieckiem, choć wygląda na starszą, niż to wynika z jej dokumentów – wbili upragnione pieczątki do paszportów. W końcu, z niemałą ulgą mogliśmy wreszcie powiedzieć – Witaj Uzbekistanie!