AZJA, KIRGISTAN/UZBEKISTAN, UZBEKISTAN
Komentarzy 10

Uzbekistan. Shahrisabz i przejście graniczne Do’stlik-Dostuk

Stojąc pośrodku olbrzymiej budowli, zadzieramy do góry głowy i patrzymy … w niebo. Po tym, co kiedyś było bramą, pozostały jedynie dwa 38-metrowe pylony. Przetrwały tylko one. Jednak nawet te fragmenty dobitnie świadczą o wielkości nieistniejącego obiektu. Ale też i nie o byle jaki obiekt chodzi. Mowa bowiem o pałacu Ak Saraj, wzniesionym z rozkazu Timura w Shahrisabz – miasteczku, będącym miejscem narodzin słynnego zdobywcy.


Ostatni dzień pobytu w Samarkandzie przez większość czasu spędzamy poza jej obrębem. Rankiem, zjawiamy się jedynie na postoju w pobliżu Registanu, wskazanym przez właściciela naszego hoteliku, jako miejsce z którego odjeżdżają grupowe taksówki i marszrutki do Shahrisabz. Wybór konkretnego środka transportu poprzedza odparcie ataku zebranych w tym miejscu kierowców. Ci, widząc trójkę turystów, gromadzą się wokół nas, wypytują o cel podróży i przekrzykują, podając swoją cenę usługi (mocno zawyżoną w większości przypadków). Są też tacy, którzy brawurowo rzucają hasło „Dawaj paszli” i idąc w kierunku swojego auta, liczą, że ruszymy właśnie za nimi. W końcu trafiamy na zadowalającą obie strony ofertę, i opuszczamy Samarkandę, kierując się w stronę Shahrisabz –   miejsca narodzin walecznego Timura.

Nareszcie mamy szansę odpocząć od upału. Trasa naszego przejazdu prowadzi bowiem przez góry. Momentami droga wspina się na wysokość 1700 metrów. Po półtorej godziny od opuszczenia Samarkandy jesteśmy na miejscu.

Shahrisabz, sięgające korzeniami starożytności, sławę zawdzięcza jednej osobie. W historii kraju to postać znacząca. Symbol jego wielkiej, choć krótkotrwałej potęgi. Timur, o którym mowa, mimo iż przyszedł na świat w rodzinie mało znaczącego feudała, zdołał zebrać wokół siebie najlepszych wojowników, pokonać rywali do władzy, i opanować większość ziem Azji Środkowej oraz Bliskiego Wschodu. To jemu, Samarkanda którą uczynił stolicą imperium, zawdzięcza najwspanialszy okres rozwoju, którego pamiątki w postaci zabytkowych budowli, możemy podziwiać do dziś. Mimo, iż na stolicę swego imperium Timur wybrał Samarkandę, dbał o rozwój Shahrisabz i tu chciał zostać pochowany. Los zadecydował jednak inaczej. Zasypana śniegiem przełęcz uniemożliwiła transport ciała zmarłego wodza, przez co jego szczątki spoczęły w samarkandzkim mauzoleum Gur-i Mir. Po śmierci Timura w 1405 roku, stworzone przez niego imperium wkrótce się rozpadło.

Marny los spotkał także budowle, wzniesione na rozkaz wodza w rodzinnym mieście, przede wszystkim Ak Saraj, wspaniały pałac wybudowany na jego polecenie w Shahrisabzie. W XVI wieku emir bucharski postanowił tak skutecznie zatrzeć pamięć o słynnym zdobywcy, że z rzeczonej budowli pozostały tylko, wspomniane wcześniej, dwa gigantyczne pylony.

Pylony Ak Saraj robią wrażenie. Stoją niczym dwa kolosy pośrodku pustej przestrzeni, w zasięgu wzroku pozbawionej innych, dorównujących im wielkością, obiektów. Z jednej strony zdobi je niebieska mozaika, z drugiej pozbawione są jakiejkolwiek dekoracji.

pylony Ak Saraj

Pozostałości dawnego pałacu to główny, ale nie jedyny element zabytkowego kompleksu w Shahrisabz. Składają się na niego również: zespół Dorut Tilawat oraz Dorus Siadat, Muzeum Timurydów w budynku starej medresy i posąg słynnego wodza. Całość odgrodzona jest od współczesnego miasta, stylizowanym na starożytny, murem obronnym. Miejsce jest bardzo spokojne, przypominające park (choć widać, że tutejsza roślinność zasadzona została niedawno), ze spacerującymi jego alejkami rodzinami i wycieczkami szkolnymi.

pomnik Timura w Shahrisabz

Dorut Tilawat to pochodzące z przełomu XIV i XV wieku mauzoleum. W jego bliskiej odległości znajdują się kolejne. Stoi tu także meczet Kok Gumbaz z piękną, błękitną kopułą. Całość prezentuje się bajkowo i jest bardzo dobrze zachowana.
Tego ostatniego, nie można za to powiedzieć o Dorus Siadat, będącym mauzoleum ukochanego syna Timura, Dżahangira. Mimo śladów zniszczenia budynki tego kompleksu tchną romantyzmem. I robią wrażenie swoją wielkością.

kompleks Dorut Tilawat

meczet Kok Gumbaz

mauzoleum Gumbazi Sejidan

Dorus Siadat, meczet Hazrat-i Imam

Na obiad wracamy do Samarkandy, a tam do naszej ulubionej knajpki w pobliżu meczetu Bibi Chanum. Jeszcze wspólna herbata wypita na pożegnanie z właścicielem hoteliku, w którym nocowaliśmy i ruszamy na postój taksówek w okolicy obserwatorium Uług Bega.

Dzień wcześniej zrobiliśmy rozeznanie i okazało się, że bezpośredni przejazd z Samarkandy w pobliże przejścia granicznego Do’stlik-Dostuk, nie wchodzi w grę. Zasadniczo nie znaleźliśmy chętnych na taki kurs, lub proponowana cena była nie do przyjęcia. Wyszło więc na to, że bez przystanku w Taszkencie (a w naszej sytuacji również noclegu) się nie obędzie.

Taksówki z Samarkandy do Taszkentu kursują ze wspomnianego postoju przy obserwatorium Uług Bega. Gdy tylko się tam zbliżamy, mamy powtórkę sytuacji z rana. Tym razem dość szybko pośród absurdalnie wysokich kwot, pada taka, którą możemy zaakceptować. Spokojny, miły kierowca, z którym ustaliliśmy warunki przejazdu, niespodziewanie na trasie zmienia się w prawdziwego rajdowca. 3,5 godziny od opuszczenia Samarkandy, lądujemy pod dobrze nam znanym z poprzedniego pobytu, hotelem w Taszkencie.

Kolejnego dnia okazuje się, że w porównaniu z nowym kierowcą, z którym pokonujemy trasę Taszkent-Do’stlik, poprzednia jazda była relaksującą przejażdżką. Ten, ze starego Chewroleta wyciąga 140 km/godzinę po marnych drogach, wyprzedza między betonowymi słupkami oddzielającymi remontowany pas ruchu od pozostałych, a gdy w końcu zalicza mandat z dumą oznajmia nam, że milicjant nie mógł uwierzyć, iż auto w tym stanie może rozwinąć prędkość 135 km/godzinę.
Co tu dużo pisać, trochę nerwów nas ta podróż kosztuje. Wynagradza to rekordowo krótki czas przejazdu (5,5 godziny zamiast podawanych 7) oraz przekąski i napoje (w postaci pysznych lepioszek, soku i kompotu) kupione nam przez kierowcę. On sam dodatkowo przez całą drogę podjada słonecznik. Jego łupki zalegają podłogę przed fotelem taksówkarza. W przerwach między skubaniem słonecznika, kopci papierosy, przy akompaniamencie głośnej muzyki puszczanej z radia. Po dotarciu na miejsce żegnamy się jednak serdecznie, jak starzy znajomi. A potem, już sami we trójkę ruszamy pieszo w kierunku granicy z Kirgistanem.

Mając w pamięci poprzednie spotkanie z uzbeckimi celnikami, jesteśmy pełni obaw, jak tym razem będzie ono przebiegało. Myśl o niedopełnieniu obowiązku meldunkowego w Mujnaku, z którego pewnie będziemy się tłumaczyć, nie daje nam spokoju. Podobnie, jak nie wpisany do deklaracji dysk. Przygotowani na drobiazgową kontrolę stajemy przed obliczami urzędników.
Nikt jednak nie sprawdza, zbieranych przez nas tak skrupulatnie, potwierdzeń meldunku. Nikt nie porównuje deklaracji ze stanem faktycznym. Nasze bagaże przechodzą przez skaner, i jedyne co musimy zrobić, to pokazać metalowe przedmioty z plecaków.

Chwilę później już stoimy przed okienkiem, w którym uśmiechnięty pogranicznik wbija nam pieczątki do paszportów. Na koniec pyta po rosyjsku – Jak w waszym języku powiedzieć „Do widzenia”?

meczet Kok Gumbaz

10 komentarzy

  1. Zdjęcia ludzi – rewelacyjne.
    Jednak ja najmocniej zachwyciłam się samą architekturą, jej kolorystyką i zdobieniami. Coś pięknego!

  2. Agnieszka napisał(a):

    Mam nadzieję, że nikt nigdy nie pozwoli, aby zniszczono te budynki ! Powiedzieć, że są wspaniałe to o wiele za mało. Moim wielkim marzeniem jest zobaczenie ich na żywo. A ten ogromny pomnik Amira Temura… zapierający dech w piersiach.

  3. Natalia napisał(a):

    Niesamowite są te ruiny. Niesamowite jest to, ile kosztowało kiedyś wzniesienie takich budowli bez technologii, maszyn, zdobyczy techniki…

  4. Asia (Lisy w drodze) napisał(a):

    Piękne budowle a ludzie tacy przy nich malutcy.. oczywiście zdjęcia wymiatają.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s