Wystarczyło obejść formację skalną i znad brzegu rwącej rzeki, spojrzeć na jej drugie, zupełnie odmienne od widzianego przed chwilą oblicze. I tak, w miejsce siedmiu skał przypominających grzbiety rozjuszonych, gotowych do natarcia byków, podziwiamy teraz – czerwone (a jakże!) serce. Twarde jak skała, a jednak rozdarte.
Serca naszej trójki rozdarte nie są – wręcz przeciwnie, skaczą z radości. Powodów jest kilka. Piękna pogoda, obecność w Jeti-Oguz, słynącym z oglądanych właśnie, oryginalnie uformowanych czerwonych skał, oraz perspektywa górskiego spaceru pobliską doliną Terskej Ałatoo. A na koniec orzeźwiająca chwila relaksu w pobliżu wodospadu, będącego celem tej wyprawy.
Posileni słodką kaszą manną i blinami, zaserwowanymi nam na śniadanie w hoteliku Neofit, stawiamy się rankiem na przystanku marszrutek kursujących do Jeti-Oguz. Znając ceny przejazdu, podane nam w informacji turystycznej w Karakoł (90 somów od osoby), dajemy się namówić na kurs taksówką (350 somów za przejazd), którą w przeciwieństwie do kończących trasę w osadzie Jeti-Oguz marszrutek, dojedziemy bezpośrednio do kurortu.
Jeti-Oguz składa się z dwóch części. Pierwsza z nich położona jest 15 kilometrów od Karakoł, druga kolejnych 10 kilometrów dalej. I to właśnie ona stanowi główną atrakcję okolicy. Tu znajdują się źródła termalne i słynna formacja skalna „Siedem byków”, której miejsce to zawdzięcza swą nazwę.
Oprócz możliwości oglądania czerwonych skał w kształcie zwierzęcych grzbietów lub rozbitego serca z Jeti-Oguz ruszyć można na mniejsze lub większe wyprawy w pobliskie pasmo Terskej Ałatoo. To właśnie stąd rozpoczyna się kilkudniowy szlak nad bajkowe jezioro Ala-kul.
Po dotarciu do celu, kolejny raz przekonujemy się, że w kirgiskich realiach słowo „kurort” mocno odbiega od wpojonego nam obrazu perfekcyjnie zadbanego miejsca o urokliwej architekturze.
Kurort Jeti-Oguz to bowiem kilka chałup i oferujących noclegi domów, a także jurty, blaszany meczet, popadający w ruinę hotel (w którym Jelcyn w 1991 r. spotkał się z ówczesnym prezydentem Kirgistanu Askarem Akajewem) oraz sklep rodem z PRL-u (choć już z zachodnim asortymentem).
Zabudowa kurortu Jeti-Oguz zachwycająca nie jest, budynki stanowiące o jego dawnej atrakcyjności niszczeją, ale za to tutejsza przyroda ma się dobrze. Czerwona formacja skalna z jednej strony ukształtowana na podobieństwo grzbietów rozjuszonych byków, z drugiej wyglądająca jak rozbite serce, odciąga wzrok od przygnębiających widoków.
Na podziwianiu i fotografowaniu skał, piętrzących się nad tutejszą rzeką, o jakże przewidywalnej nazwie Jeti-Oguz, mija nam kilka dłuższych chwil. Jeszcze widok z pobliskiego wzgórza na kurort z „Siedmioma bykami” w tle, i możemy ruszać w stronę doliny oraz ukrytego wśród jej wzgórz wodospadu.
Trasa nie jest trudna. Jej pierwszy etap to 2-2,5 godzinny spacer wzdłuż rzeki Jeti-Oguz do Doliny Kwiatów. Szlak przypomina wędrówkę tatrzańskimi dolinkami z tą jednak różnicą, że po dotarciu do celu, naszym oczom ukazują się dziesiątki pasących się koni oraz rozsiane po okolicy jurty. Ich właściciele proponują wędrowcom kumys lub prosty, ale obfity posiłek. Korzystamy z drugiej opcji, co oznacza dłuższą przerwę (posiłki przygotowywane są na bieżąco) i relaks wewnątrz jurty.
Po okolicy kręcą się konno miejscowi. Jednak większość odpoczywających tu Kirgizów dociera do doliny, kopcącymi i wzbijającymi kurz na drodze autami.
Tam, gdzie planujemy dotrzeć, auta nie wjadą. Co innego konie. Choć szlak za ostatnimi jurtami zaczyna dość poważnie piąć się w górę, co rusz widzimy na nim ślady końskich podków.
Według słów dziewczyny z informacji turystycznej droga z Jeti-Oguz do wodospadu zajmuje 4 godziny, co oznacza, że czeka nas 1,5-godzinne podejście.
Szlak robi się mało czytelny, jednak kolejne spotkane osoby na hasło „wodopad”* szczęśliwie wskazują nam ten sam kierunek drogi. Widać, że miejsce to jest popularne wśród kirgiskich turystów, którzy ruszają w jego stronę w… klapkach. W sumie nas – wędrujących po Tatrach – takie obrazki nie powinny dziwić.
Ku naszemu zaskoczeniu i radości po 40 minutach dość ostrego podejścia, docieramy do celu.
Czekamy, aż miejscowa młodzież skończy sesję zdjęciową i opuści okolicę wodospadu, by mieć go tylko dla siebie. Za sprawą panującego tu chłodu i pięknego widoku, szybko odzyskujemy siły. Możemy wracać.
W drodze powrotnej raz jeszcze oglądamy panoramę obejmującą Dolinę Kwiatów na tle potężnych gór. Tym razem podziwiamy ją przy odmiennej aurze. Słońce schowało się bowiem za chmurami, w oddali słychać odgłosy burzy i zaczyna kropić deszcz.
Szybko ruszamy w stronę doliny. Na szczęście przestaje padać. Jednak zmiany pogody podczas tej wędrówki stają się normą – wracając do Jeti-Oguz raz jeszcze doświadczamy deszczu i marzniemy, by po dotarciu do kurortu ponownie schować kurtki do plecaków.
Tym razem w kwestii transportu między Jeti-Oguz a Karakoł negocjacji nie ma, bo i opcji brak. Albo bierzemy taxi za 500 somów, albo idziemy 25 km piechotą. Pewne siebie oblicza taksówkarzy wskazują na to, że oni sami dobrze wiedzą jaką podejmiemy decyzję.
Wieczór spędzamy w ulubionej knajpce Zarina, z Wi Fi i długą listą dań w karcie. Jeszcze nie wiemy, że następnego dnia będziemy mogli jedynie pomarzyć o cywilizacyjnych udogodnieniach, z jakich korzystamy w tej chwili w Karakoł.
*wodopad (ros.) – wodospad
przepiękne zdjęcia 🙂
Dziękujemy!
Widziałem już wiele ładnych zdjęć i czytałem wiele relacji. Ta jest idealnym przykładem tego jak połączyć jedno z drugim. Momentami klimat jak w naszych tatrach, ale tylko momentami 😉 Piękne góry, niesamowita przyroda i coś mi podpowiada, że chyba tez pełne smaków jedzenie, choć tego na zdjęciach nie widziałem. Zazdroszczę, zazdroszczę i jeszcze raz… wybieram się tam 🙂
Dzięki Mikołaj 🙂
No i powodzenia!
Ekstra! Coraz bardziej ten Kirgistan przypada mi do gutu, i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tam przyjechać 🙂 Jednak chyba od tego roku wprowadzili wizy? Czy to Kazachstan?
Kirgistan do 60 dni bez wizy. Kazachstan obecnie również (30 dni). Nic tylko jechać 😉
Zazwyczaj nie jestem miłośnikiem dużej liczby zdjęć w postach, zazwyczaj wolę czytać… Ale tu zrobiłem wyjątek, naprawdę fotki fajnie oddają klimat miejsca.
Super się je ogląda!
A i poczytać miło 🙂
Paweł, fajnie, że jednak się przekonałeś do dużej ilości fotek we wpisie. Bo u nas to norma 🙂
Mimo, że Kirgistan nie jest w moich podróżniczych planach to… CUDNE widoki! Bije z nich taki spokój, że chyba kiedyś zdecyduje się na podróż w tamte rejony – przepięknie! 🙂
Będziemy dalej zachęcać 😉
Kirgistan mam w planach, a jak patrzę na Wasze zdjęcia, to tak sobie myślę: „a może w tym roku?”
Pozdrawiam
http://olazplecakiem.blogspot.com/
Słusznie!
Pozdrawiamy 😙
Mnie te zdjęcia i wpis przekonują, by wreszcie zapuścić się w te rejony. Teraz do przekonania druga połówka…
Powodzenia 😉
Tereny śliczne, ale najbardziej przekonywujące są konie na zdjęciach i te tereny. Jakby moje 800kg szczęścia to zobaczyło, nie wiem czy by się zatrzymała 🙂