Autor: zwiedzajacswiat

Tatry Zachodnie. Przez Ornak na Siwy Zwornik

Kawa sączona z metalowych kubków smakuje wybornie. Choć miejsce oraz warunki, w jakich ją pijemy są dość nietypowe. Gorący, słodki napój krzepi nasze zmarznięte i przewiane ciała. Przed chwilą mimo silnych porywów wiatru, bez opamiętania fotografowaliśmy niezwykły widok roztaczający się z Siwego Zwornika. Zimą byłby po prostu piękny, ale biorąc pod uwagę fakt, że kalendarzowa jesień gości u nas niecały miesiąc – widok ten wywołuje szczery zachwyt i radość. Tak cudownej, białej panoramy ze szczytami Bystrej z jednej, i Starorobociańskiego Wierchu z drugiej strony, nie widzieliśmy dawno. Podziwiamy ją z przerwami – momentami znika bowiem całkowicie w śnieżnej zadymce. Z miejsca, w którym jesteśmy chętnie poszlibyśmy dalej, na najwyższy ze szczytów w polskich Tatrach Zachodnich. Niestety czasu jest zbyt mało. Zanim ruszymy w powrotną drogę, odpoczywamy w miejscu osłoniętym od wiatru, kilka kroków poniżej przełęczy Liliowy Karb. To właśnie tam delektujemy się wspomnieniami oglądanych przed chwilą kadrów, a także słodką, rozgrzewającą nasze zmarznięte ciała kawą.

Uzbekistan. Samarkanda – Registan, Gur-i Mir, meczet Bibi Chanum, kompleks Szach-i Zinda

Na miejscu jesteśmy tuż przed zachodem słońca. Jego ciepłe, łagodne promienie opierają się już tylko na turkusowych kopułach tutejszych budowli. W wąskiej alejce pomiędzy mauzoleami panuje półmrok. Nawet przy tak nikłym oświetleniu, niebieskie mozaiki na fasadach budynków, oszałamiają bogactwem i precyzją wzorów. W dodatku mamy je na wyłączność – poza nami, nikt o tej porze nie zakłóca panującej tu ciszy i spokoju. Nadciągający wieczór przynosi ulgę od upału, i powoli zamyka pierwszy dzień naszej obecności w Samarkandzie. Już sama jej nazwa przywołuje na myśl dawny, orientalny świat, z przybywającymi do miasta karawanami kupców, wiozących z odległych krain drogocenne towary. Pozostałości tego świata są w Samarkandzie zachwycające. A kompleks Szach-i Zinda, po którym właśnie spacerujemy, to zdaniem wielu, najpiękniejszy ich przykład. Nie tylko w Samarkandzie. Nie tylko w Uzbekistanie. Ale w całej Azji Środkowej.

Beskid Żywiecki. Wielka i Mała Racza, Przełęcz Przegibek

W schronisku PTTK na Przegibku rozkoszujemy się nie tylko tutejszą doskonałą szarlotką, ale również uczuciem satysfakcji z miło spędzonego dnia. Byliśmy w tym miejscu zaledwie tydzień wcześniej, kończąc trasę, która obejmowała przejście Wielkiej Rycerzowej z niezapomnianym widokiem bacówki na pobliskiej hali. Już wtedy wiedzieliśmy, że wrócimy w te okolice. Powrót przyspieszyła piękna pogoda zapowiadana na kolejną sobotę. To dzięki niej, początek jesieni prezentował się w Beskidzie Żywieckim tak pięknie, a obrany na ten dzień cel wędrówki, czyli Wielka Racza, zafundowała nam bajecznie kolorowe widoki. Niespełna dwa dni później po polskiej złotej jesieni nie będzie już śladu.

Uzbekistan. Buchara – kompleks Lab-i Hauz, Po-i Kalon, twierdza Ark, medresy i bazary

W jego cieniu chronimy się przed słońcem, które nawet przedpołudniową porą przygrzewa bezlitośnie. Minaret Kalon, pod którym stoimy to prawdziwy, długowieczny olbrzym. Mający blisko 46 metrów wysokości oraz średnicę 9 metrów w dolnej i 6 w górnej części, już w XII wieku niczym latarnia morska wskazywał drogę karawanom kupców. Rozległy plac, na którym się znajduje, jest dla niego niczym podnóże wielkoluda i taką też nosi nazwę (Po-i-Kalon ). Mając rzeczonego wielkoluda za plecami patrzymy na budynki rozlokowane po obu jego stronach. Patrzymy, to mało powiedziane. Raczej, nie możemy oderwać wzroku od majestatycznych i jednocześnie subtelnie pięknych budowli, jakimi są meczet Kalon i medresa Mir-i Arab. Chwilę wcześniej podziwialiśmy równie urodziwą i także przyglądającą się sobie nawzajem parę medres Uług Bega i Abd al-Aziz Chana oraz piękny kompleks Lab-i Hauz. Jak na jedno miasto to naprawdę imponujący zestaw. Już wiemy, że nasze pierwsze wrażenia odnośnie tego miejsca było błędne. Bucharo, jesteś zachwycająca!

Beskid Żywiecki. Mała i Wielka Rycerzowa, Przełęcz Przegibek

Nasze umazane jagodami usta, rozciągają się w szerokich uśmiechach. Racuchy serwowane w bacówce PTTK na Hali Rycerzowej to prawdziwy rarytas. Podobnie jak widoki, które Rycerzowa oferuje. Gdy tylko trafiliśmy na jej zdjęcia, było jasne, że musimy zobaczyć to miejsce na własne oczy i uwiecznić je na swoich fotkach. Plan na pierwszy jesienny weekend został ustalony. I wiecie co? Okazało się, że Beskid Żywiecki oraz jesień w pięknym, słonecznym wydaniu, to połączenie doskonałe.

Słowacja. Mała Fatra – Wielki Krywań, Pekelník i Chleb

Zimne podmuchy powietrza uderzają w nasze nieprzygotowane na tak gwałtowną zmianę temperatury ciała. Chwilę wcześniej (i jakieś 750 metrów poniżej miejsca, w którym się znajdujemy) wrześniowe słońce rozpieszczało nas pogodą, niczym w pełni lata. Teraz drżąc z zimna, wkładamy na siebie wszystko, co się tylko do tego nadaje i na co trafiamy w czeluściach naszych plecaków. Dopiero wtedy wychodzimy na taras. Atakują nas jeszcze silniejsze porywy wiatru. I piękna górska panorama. Górna stacja kolejki Vrátna – Chleb wraz z tarasem to bowiem miejsce, które oferuje wspaniałe widoki na tutejszą dolinę oraz szczyty Małej Fatry.

Uzbekistan. Chiwa i zabytki kompleksu Iczan Kala

Jego szeroka, pokryta niebieskimi płytkami podstawa wyróżnia się na tle złocisto-piaskowej zabudowy, na którą składają się liczne medresy, meczety i mauzolea. Kala Minor, gdyby jego budowy nie przerwała śmierć pomysłodawcy, byłby najwyższym minaretem w Azji Środkowej. Mimo, że niedokończony, stanowi serce kompleksu Iczan Kala – cytadeli, o czterech bramach na każdą stronę świata. Spacerując wąskimi uliczkami twierdzy mamy wrażenie jakbyśmy cofnęli się do czasów, gdy miejsce to odwiedzały karawany kupców podążających Jedwabnym Szlakiem. Brakuje tylko dżina, który wydobywając się z lampy, obieca spełnić nasze trzy życzenia. Choć w zasadzie wystarczą dwa. Trzecie już się zrealizowało. Jesteśmy w Chiwie, mieście sięgającego starożytnych czasów królestwa Chorezmu.

Uzbekistan. Mujnak, cmentarzysko statków i wyschnięte jezioro Aralskie

– Po co jedziecie do Mujnaku? Przecież tam nic nie ma – nowo poznany drug* Alek, podpułkownik uzbeckiej armii, z którym dzielimy rozgrzany do granic wytrzymałości przedział w pociągu relacji Taszkent-Nukus, nie może zrozumieć naszej decyzji. – No i my to nic, chcemy zobaczyć – żartujemy. Alek z niedowierzaniem kręci głową, pociągając kolejny haust ciepłej wódki. Otrząsa się i zapija ją gorącą herbatą. – Tam żarko, oczeń żarko*. Tam tylko step i miasto, które umiera – dodaje. Wiemy, że ma rację. W latach 60-tych XX wieku, położony nad brzegiem Jeziora Aralskiego, Mujnak był prężnie rozwijającym się miastem portowym z dającą zatrudnienie miejscowym, fabryką konserw rybnych. Dziś od brzegów jeziora dzieli go 200 kilometrów. Zawiniła zła gospodarka zasobami wodnymi Amu-Dari, czyniąc z Mujnaku „nic” pośrodku gorącego stepu, miasto-widmo, atrakcyjne jedynie dla szukających wrażeń turystów, a nie zwykłych mieszkańców Uzbekistanu.

Uzbekistan. Taszkent – Kompleks Hast Imam, Medresa Kukeldasz i Meczet Piątkowy

Nasz podręczny plecak szybko wypełnia się czarnymi reklamówkami z banknotami. W jednej chwili, wymieniając pieniądze na uzbeckim bazarze, sprawnie i bezproblemowo stajemy się milionerami. Co za miły obrót sprawy. Dzień wcześniej, przekraczając pieszo granicę między Kirgistanem a Uzbekistanem, mieliśmy mniej radosne miny. Zawartość należących do nas bagaży wylądowała wówczas na podłodze i ławkach, stając się obiektem drobiazgowej kontroli uzbeckich celników. Ci, dopiero gdy przejrzeli zdjęcia i aplikacje na naszych telefonach, poznali wysokość średnich zarobków w Polsce i stwierdzili, że towarzysząca nam córka, jednak jest naszym dzieckiem, choć wygląda na starszą, niż to wynika z jej dokumentów – wbili upragnione pieczątki do paszportów. W końcu, z niemałą ulgą mogliśmy wreszcie powiedzieć – Witaj Uzbekistanie!

Słowacja, Čičmany. Drewniane domy i wzory wapnem malowane

Wieś, jak przystało na leniwy, niedzielny poranek, dopiero budzi się do życia. Rudy kot na schodach domostwa wygrzewa się w słońcu, gospodyni podlewa kwiaty w ogrodzie, starszy mężczyzna odpoczywa na ganku. Sielskie obrazki w bajkowej scenerii. Zabudowę osady tworzą bowiem niezwykłe domy. Ich ciemne, drewniane ściany niemal całkowicie pokryte są białymi ornamentami. Baranie rogi, fale, serca czy też pióra, sprowadzone do geometrycznych wzorów, zdobią je od cokołów po dachy. Tu wymalowane wapnem, stojące naprzeciw siebie koguciki, tam czerwone lub żółte okiennice, do tego kwiaty na gankach, oknach i w ogródkach. Čičmany, słowacka wioska do której zawitaliśmy, urzeka malowniczym, rustykalnym charakterem. W dodatku położona też jest pięknie – wśród łagodnych wzniesień Gór Strażowskich, w dolinie rzeki Rajczanki.