Indżera i inne przysmaki etiopskiej kuchni
A teraz z innej beczki, a właściwie… garnka. Ponieważ podróże to również odkrywanie nowych smaków, czas na kilka słów w temacie dań, napojów i napitków kuchni etiopskiej.
A teraz z innej beczki, a właściwie… garnka. Ponieważ podróże to również odkrywanie nowych smaków, czas na kilka słów w temacie dań, napojów i napitków kuchni etiopskiej.
Trwa okres postu w Etiopii. Wnętrze wydrążonego w skale kościoła, wypełnia grupa ubranych w białe szaty mężczyzn. Rzewnymi głosami recytują modlitwy w starożytnym języku gyyz. Półmrok, chłód i kontemplacja w sercu gorącej afrykańskiej rzeczywistości. Sanktuarium, w którym zatrzymał się czas. Mistyczne i ciągle żywe, niczym za czasów królewskiego panowania Lalibeli.
Odwiedzając kraje postrzegane, jako biedne i zacofane, często ze zdumieniem stwierdzamy, że mimo trudów życia ich mieszkańcy nie sprawiają wrażenia ludzi przygnębionych. Rzeczywistość w której żyją, dla nas drastyczna i szokująca, jest ich codziennością – aby uczynić ją znośniejszą, sięgają po to, co dała im sama natura.
Tak to już jest z Etiopią, krajem wspaniałych zabytków, niesamowitych krajobrazów i unikatowych kultur, że kojarzona jest głównie z głodem i ludzką nędzą. Rynek turystycznych usług jest tu bardzo wąski i skierowany przede wszystkim do podróżnych z grubym portfelem.
To było niesamowite przeżycie. Setki dżelad na odległość kilku metrów. Rozległa przestrzeń i cisza, zakłócana jedynie dźwiękiem, pracowicie wyskubywanych traw. Trekking w górach Semien, to bowiem nie tylko spektakularne widoki, ale również szansa spotkania dżelad, endemicznego gatunku małp o „krwawiącym sercu”.
Etiopia – spalona słońcem, płaska i jałowa. Otóż nie! Soczyście zielona i falista, czarująca spektakularnymi krajobrazami. Trekking w górach Semien na północy kraju – jednym z najwyższych afrykańskich pasm górskich, o 12 szczytach przekraczających granicę 4000 m n.p.m. – odmienił nasze wyobrażenie o dawnej Abisynii. Dostarczył zapierających dech w piersiach widoków oraz smaku niezapomnianej przygody.
Targ w Debarku. Cotygodniowe wydarzenie, na które pieszo ciągną tłumy z okolic oddalonych nawet o dziesiątki kilometrów. Przed rozpoczęciem wyprawy w pobliskie góry Semien, zatapiamy się w to tętniące życiem miejsce handlu i spotkań kobiet ubranych w tradycyjne amharskie stroje, okolicznych pasterzy wraz ze stadkami kóz lub owiec, dzieci niańczących dzieci.
Przed nami trekking w górach Semien. Wynajętym busikiem przemieszczamy się z zabytkowego Gonderu do bazy wypadowej w Debarku. Jest sobotni ranek. Czas cotygodniowego targu. Wzdłuż drogi ciągnie nieprzerwany, ludzki potok. Całe rodziny, starzy i młodzi, z osłami, kozami i resztą zwierzęcego inwentarza. Czasami na osiołkach lub konno, z reguły – pieszo. Przemierzają dziesiątki kilometrów dla błahego, w odczuciu ferendżi*, celu. Niezmiennie, od pokoleń w drodze.
Szkocja? Włochy? Hiszpania? Otóż nie. Nadal jesteśmy na afrykańskiej ziemi, w dawnej abisyńskiej stolicy – Gonderze. Tutejszy kompleks tworzy sześć wspaniałych zamków, tuneli, królewskich stajni, pałaców, łaźni i bibliotek, odgrodzonych warownym murem od betonowo-tekturowo-blaszanej reszty etiopskiego świata.
Śniadanie w cieniu potężnych, rozłożystych drzew, wśród tropikalnej roślinności hotelowego ogrodu. Barwne ptaki, na wyciągnięcie dłoni, wyjadające okruszki pieczywa z naszych talerzy. I wspaniały widok na wody Jeziora Tana, największego zbiornika wodnego w Etiopii, z którego początek bierze Nil Błękitny. Taki właśnie obraz, będący spełnieniem romantycznej wizji Afryki, noszonej w sercu przez prawie każdego z nas, funduje nam poranek w Bahyr Darze. Jest jak głęboki oddech po pobycie w przeludnionej, przytłaczającej Addis Abebie.