Autor: zwiedzajacswiat

Kirgistan. Kanion Skazka i miasteczko Tosor

Grupowa taksówka, którą dotarliśmy do Tosor, odjeżdża, zostawiając naszą trójkę w lekkim osłupieniu. Niepewnie rozglądamy się po mokrej, od niedawno padającego deszczu, okolicy. Wygląda na to, że centrum miasteczka, stanowiącego bazę wypadową do pobliskiego kanionu Skazka, tworzą dwa sklepy rodem z PRL-u i nieciekawy meczet. Miejsc przypominających hotele lub pensjonaty brak, restauracji, czy jakichkolwiek knajp, również. Rozleniwieni cywilizacyjnymi udogodnieniami, jakie oferował Karakoł, nie możemy odnaleźć się w nowej sytuacji. To ma być wstęp do bajki? W końcu, tak właśnie po rosyjsku brzmi nazwa kanionu, dla którego opuściliśmy przytulny, karakolski hotel Neofit, o ulubionej Cafe Zarina nie wspominając. Skazka – bajka. Patrząc na brzydkie miasteczko i posępną, deszczową aurę, ciężko nam uwierzyć w to, co wkrótce okaże się faktem – szczęśliwe zakończenie historii, z bajkowym miejscem w roli głównej.

Czechy. Beskid Śląsko-Morawski, góra Radhošt

Ostre promienie światła roztapiają śnieżną szadź, pokrywającą zewnętrzną ścianę drewnianej absydy. Boki budowli i jej skryty w cieniu front, nadal jednak zdobi biała, skrząca się powłoka. Zjawiskowa, lecz w obliczu słonecznego dnia niezwykle krucha zimowa szata, w jaką przystrojona jest kaplica św. Cyryla i Metodego, wkrótce zniknie.  Jak dobrze, że udało nam się zobaczyć to miejsce właśnie w takim wydaniu. Widok ten, to ukoronowanie przedpołudnia pełnego pięknych zimowych obrazów, które zapewniła nam jednodniowa wizyta u czeskich sąsiadów. A dokładnie wycieczka po Beskidzie Śląsko-Morawskim na górę Radhošt, związaną z legendami o pogańskim bogu Radegaście.

Kirgistan. Jeti-Oguz, Dolina Kwiatów i wodospad

Wystarczyło obejść formację skalną i znad brzegu rwącej rzeki, spojrzeć na jej drugie, zupełnie odmienne od widzianego przed chwilą oblicze. I tak, w miejsce siedmiu skał przypominających grzbiety rozjuszonych, gotowych do natarcia byków, podziwiamy teraz – czerwone (a jakże!) serce. Twarde jak skała, a jednak rozdarte. Serca naszej trójki rozdarte nie są – wręcz przeciwnie, skaczą z radości. Powodów jest kilka. Piękna pogoda, obecność w Jeti-Oguz, słynącym z oglądanych właśnie, oryginalnie uformowanych czerwonych skał, oraz perspektywa górskiego spaceru pobliską doliną Terskej Ałatoo. A na koniec orzeźwiająca chwila relaksu w pobliżu wodospadu, będącego celem tej wyprawy.

Kirgistan. Karakoł i okolica

Terenowe auto sprawnie pokonuje górską drogę, której przejście zajęłoby nam półtorej godziny czasu. Pora jest późna, toteż fakt złapania przez nas stopa na mało uczęszczanej trasie trekkingowej, cieszy jeszcze bardziej. Podskakując na wertepach, prowadzimy wesołą konwersację z kirgiskim kierowcą i jego żoną. Para ta, podobnie jak my, przyjechała podziwiać uroki okolicy jeziora Issyk-kul, największego zbiornika wodnego w kraju. I choć właściciel auta żartuje, że może nas zawieść nawet do Polski, do Krakowa, myśl o powrocie do domu, nie jest dla nas ani trochę kusząca. Po pobycie na uzbeckiej ziemi, dopiero bowiem zaczynamy smakować Kirgistan. A niedawna wizyta nad tutejszym jeziorem Songköl, zdecydowanie rozbudziła w nas apetyt na więcej.

Beskid Żywiecki. Rysianka

Zamykając za sobą drzwi schroniska, jednym ruchem odcinamy się od szalejącej na zewnątrz śnieżnej zamieci. To za jej sprawą chwilę wcześniej, w bieli unoszonych podmuchami wiatru i smagających twarze lodowych płatków, zniknęło niemal wszystko dookoła nas. Przy tak ograniczonej widoczności, o słynnej górskiej panoramie roztaczającej się z hali na Rysiance, mogliśmy jedynie pomarzyć. W śnieżnej zadymce, ledwie widoczny stał się również cel naszej wędrówki, czyli tutejsze schronisko. Gdy zatem, zziębnięci i przewiani w końcu przekraczamy jego progi, z satysfakcją dochodzimy do wniosku – nie ma to jak zima w górach!

Czechy. Ołomuniec

Światło zachodzącego słońca jak zwykle robi swoje. Za jego sprawą elewacje kamienic wokół rynku, a przede wszystkim ceglasty dach ratusza ulokowanego w centrum, nabierają głębokich, ciepłych barw. Z wieży kościoła św. Maurycego ogarniamy wzrokiem panoramę czeskiego Ołomuńca, z pięknie prezentującym się z tej perspektywy Górnym Rynkiem, i widoczną w jego prawym rogu słynną kolumną Trójcy Przenajświętszej. Krótki, październikowy dzień rozpoczęty wizytą w krzyżackim zamku Bouzov, dobiega końca. Jeszcze tylko czosnkowa polévka* oraz smažený sýr w przytulnej, lokalnej knajpce i możemy wracać do domu. Powrotowi towarzyszy myśl, że Czechy to jednak kraj niedoceniony, który nie kończy się na Pradze. Myśl ta, szybko przeradza się w postanowienie – musimy częściej zaglądać do naszych południowych sąsiadów. O tak!

Czechy. Zamek Bouzov

Prognoza pogody dla Polski południowej nie daje nadziei na to, że zbliżająca się kolejna doba będzie słoneczna. Za to niecałe dwieście kilometrów dalej, u naszych czeskich sąsiadów, czas ten zapowiada się obiecująco. I tak w ostatni dzień października po dawkę złotej jesiennej aury, zabytkowej architektury i pięknych kadrów ruszamy na Morawy. A konkretnie na zamek Bouzov, będący dawną siedzibą Krzyżaków, oraz do historycznej stolicy regionu, Ołomuńca. Zanim przejdziemy do szczegółów, już teraz możemy powiedzieć jedno. Wspomniane łowy – mimo, że słonecznej pogodzie towarzyszył nieprzyjemny, zimny wiatr – śmiało zaliczamy do udanych!

Kirgistan. Jezioro Songköl

Ustalając warunki zakwaterowania z kobietą, u której prawdopodobnie będziemy nocować, drżymy z zimna. W tenisówkach, krótkich spodenkach i cienkich koszulkach dotkliwie odczuwamy niską temperaturę i każdy chłodny powiew wiatru. Zaledwie trzy godziny wcześniej, przy ciepłej, słonecznej pogodzie taki strój był optymalnym zestawem. W minivanie, który wspinał się dzielnie po górskiej drodze do punktu, gdzie właśnie stoimy – również okazał się wystarczający. Zachwyceni widokami w trakcie jazdy, dopiero po opuszczeniu auta, uświadamiamy sobie, jak bardzo zmieniło się nasze położenie. Wiemy, że panujące warunki nie mogą nas dziwić. W końcu jest wieczór, a my dotarliśmy na wysokość ponad 3 tysięcy m n.p.m. Zanim wyciągniemy z plecaków i założymy na siebie ciepłe ubrania oraz trekkingowe buty, musimy najpierw ustalić, co z noclegiem. Szczegóły w końcu zostają dograne. Jedna z trzech jurt należących do kobiety – z którą łamanym rosyjskim, przy pomocy kierowcy, uzgadniamy plan na najbliższe dwa dni pobytu nad jeziorem Songköl – jest do naszej dyspozycji.

Uzbekistan. Shahrisabz i przejście graniczne Do’stlik-Dostuk

Stojąc pośrodku olbrzymiej budowli, zadzieramy do góry głowy i patrzymy … w niebo. Po tym, co kiedyś było bramą, pozostały jedynie dwa 38-metrowe pylony. Przetrwały tylko one. Jednak nawet te fragmenty dobitnie świadczą o wielkości nieistniejącego obiektu. Ale też i nie o byle jaki obiekt chodzi. Mowa bowiem o pałacu Ak Saraj, wzniesionym z rozkazu Timura w Shahrisabz – miasteczku, będącym miejscem narodzin słynnego zdobywcy.