Autor: zwiedzajacswiat

Beskid Śląski. Szyndzielnia, Klimczok, Magura i widoki, aż po samiuśkie Tatry

Ośnieżone pasmo tatrzańskich szczytów widać stąd jak na dłoni. Niczym srebrzysta korona, zdobi łagodne beskidzkie grzbiety, falujące poniżej. Teraz już rozumiemy, skąd popularność nazwy tego wzniesienia w Bielsku-Białej i okolicy. I choć do tej pory, Klimczok, o którym mowa, kojarzył nam się przede wszystkim z pamiętającym czasy komuny domem handlowym w stolicy Podbeskidzia, za sprawą widzianej z jego szczytu panoramy Tatr, szybko trafił na listę gór w Beskidzie Śląskim, które podbiły nasze serca.

Majorka, Palma de Mallorca

Masywna, a zarazem kunsztowna bryła katedry La Seu w Palma de Mallorca, widziana od strony morza, niepodzielnie góruje nad okolicą. Patrząc na nią, mamy przed oczami postać króla Aragonii Jakuba I Zdobywcy (Jaime I de Aragón) i jego targaną przez sztorm flotę statków, płynących do wybrzeży Majorki, by wyzwolić wyspę spod władzy Maurów. To ponoć właśnie wtedy, podczas groźnej morskiej nawałnicy, Jakub I poprzysiągł Najświętszej Marii Pannie, że jeżeli ocaleje i zwycięży, wzniesie ku jej czci wspaniałą świątynię. Spoglądając na okazałą budowlę ze złocistego piaskowca i znając dzieje tych ziem, wiemy, że jego modlitwy zostały wysłuchane.

Dolina Omo w Etiopii. Targ w Dimece i spotkanie z Hamerami

Smukły, ciemnoskóry mężczyzna w przepasce na biodrach, maszeruje niespiesznie z maczetą w dłoni. Za nim leniwie kroczy inny, prowadząc na sznurku kozę. Dalej kolejny, dzierżący w rękach plastikowe baniaki. Są też obładowane tobołkami kobiety. Im bliżej miasteczka, podążający w jednym kierunku sznur wędrowców, zagęszcza się. Bitą drogą biegnącą przez centrum mieściny, kolorowy ludzki potok płynie już naprawdę wartko. Wszystkie osoby, poza zdobiącą ich ciała biżuterią i wymyślnymi fryzurami, łączy jedno. Odbywający się w Dimece, głęboko na południu Etiopii, cotygodniowy targ.

Dolina Omo w Etiopii i plemię Mursi

Tej nocy nie śpi nam się dobrze. Betonowa nora z metalowymi drzwiami, czyli nasz pokój, ze słowami przytulny, gościnny, ciepły nie ma nic wspólnego. Narzekać jednak nie warto, w końcu jesteśmy daleko na południu Etiopii, w Dżince miasteczku stanowiącym bramę do Doliny Omo. A Dolina Omo to urzeczywistnienie wizji nietkniętej przez cywilizację Afryki, z dziką przyrodą i żyjącymi z dala od świata plemionami. Rano mamy odwiedzić najbardziej niezwykłe z nich – plemię Mursi. Padający w nocy deszcz szarpie nam nerwy. Po deszczu droga do wiosek Mursi może być bowiem nieprzejezdna.

W Walentynki zabierz mnie w Tatry

Dobrze wiemy, że o związek dbać należy każdego dnia, a czułość okazywać sobie nie tylko od święta. Wiemy to, a nawet praktykujemy od lat. Tym bardziej lubimy celebrować każdą sprzyjającą byciu razem okazję. Jak chociażby lutowe Walentynki. Szczególnie, gdy Dzień Zakochanych można spędzić nie tylko z bliską osobą, ale i wśród bliskich sercu widoków. W naszym przypadku, plan na ten właśnie dzień był prosty. Ruszamy w Tatry.

Dolina Omo w Etiopii. Wioska ludu Konso

Za naszymi plecami słyszymy potok niezrozumiałych słów, wyrzucanych podniesionym, dziecięcym głosikiem. Obracamy się za siebie, a wtedy podparty pod boki brzdąc, autor skierowanego pod naszym adresem monologu, traci cały rezon i chowa się za ogrodzeniem swego domostwa. Po raz pierwszy w Etiopii, ktoś traktuje nas, nie jak maszynkę do rozdawania pieniędzy, ale intruza, wtykającego nos, tam gdzie nikt go nie zapraszał. Lud Konso, którego wioskę właśnie oglądamy, za sprawą małego obrońcy domowego miru, od razu zyskuje w naszych oczach.

Beskid Śląski. Soszów i Stożek Wielki, czyli dwa przytulne schroniska, zachód słońca i wędrówka w ciemnościach

Światła czołówek ślizgają się, to po wydeptanej w śniegu ścieżce, to po gęstym szpalerze świerkowych pni z obu jej stron. Mija półtorej godziny od zachodu słońca. Liczyliśmy, że o tej porze zejdziemy już ze szlaku i spokojnie dotrzemy na parking, a stamtąd autem w stronę domu. Nic z tego. Jesteśmy w lesie. Dosłownie. W dodatku na naszej drodze pojawiają się kłody. I to nie w przenośni. Po prostu, powalone pnie drzew tarasują ścieżkę. No tak, skoro początek dnia na szlaku, zaczął się z przeszkodami, to i koniec musi być podobny. Ale – zdradzimy to już teraz – wszystko pomiędzy, było fantastyczne. Naprawdę.

Dolina Omo w Etiopii. Jezioro Czamo, pełne czaru

Parujące, zielone wzgórza otaczają jezioro. Jest spokojnie i cicho jak na późnopopołudniową, senną porę przystało. Patrzymy na sunące po niebie białe, skłębione chmury. Stan błogiego rozleniwienia przerywa sternik łodzi i przewodnik w jednym, kierując nasz wzrok w stronę ciemnych punktów, mącących w oddali taflę wody. Hipopotamy! To właśnie z ich powodu, a także mając nadzieję na spotkanie (z bezpiecznej odległości) z krokodylami, pelikanami i całym bogactwem tutejszej flory i fauny, płyniemy lichą, metalową łajbą po wodach Jeziora Czamo (Chamo Lake). Jeziora położonego na terenie Parku Narodowego Necz Sar w południowej Etiopii.

Brazylia, Argentyna, Chile 2015 informacje praktyczne

Brazylia, Argentyna, Chile. W ciągu trzech tygodni naszej podróży Kordyliera Patagońska plus odwiedziliśmy właśnie te kraje. Dwa pierwsze, to pod względem zajmowanej powierzchni prawdziwi giganci (nie tylko) Ameryki Południowej. Trzeci znacznie mniejszy, za to wyjątkowo długi, ciągnie się wzdłuż zachodniego wybrzeża kontynentu pasem liczącym ponad cztery tysiące kilometrów. Poznanie każdego ze wspomnianych krajów zajęłoby miesiące, jeśli nie lata. My mieliśmy na wszystkie razem, trzy tygodnie. Wyścig z czasem zamiast zwiedzania? Dla niektórych pewnie tak. Ale powtarzając za Tomkiem Gorazdowskim: Pokażcie mi kogoś, kto lubi podróżować i powie „Nie, dla mnie za szybko, nie chcę zobaczyć … (tych miejsc)”. No, my tak nie powiemy na pewno. Tak więc, mimo, że czas nas gonił, zobaczyliśmy podczas Kordyliery Patagońskiej plus miejsca wyjątkowe, piękne, choć przede wszystkim te najbardziej znane. Można oczywiście zarzucać im komercyjność, która jednak wynika z popularności, a ta najczęściej ma swoje uzasadnienie. Co tu dużo pisać, żadne z miejsc polecanych jako warte odwiedzenia, nie rozczarowało nas podczas tej podróży.

Czantoria Wielka – powrót na Główny Szlak Beskidzki

Mijamy osoby na biegówkach, deskach snowboardowych, nawet dziewczynę na zjazdowym jabłuszku. A my co? Maszerujemy w trekkingowych butach na nogach, zapadając się momentami po kolana w lekkim, białym puchu. W tak tradycyjny sposób zbliżamy się do Czantorii Wielkiej, drugiego po Równicy szczytu na trasie Głównego Szlaku Beskidzkiego. Schodzić z Czantorii będziemy również bez sprzętów ułatwiających ten proces. Bo po co się spieszyć, gdy wkoło śnieżna sceneria niczym z bajki. Tak, tak Królowa Zima w końcu zawitała do Beskidu Śląskiego, hojnie przystrajając w biel tutejsze buki, świerki i górskie ścieżki.