Mijamy osoby na biegówkach, deskach snowboardowych, nawet dziewczynę na zjazdowym jabłuszku. A my co? Maszerujemy w trekkingowych butach na nogach, zapadając się momentami po kolana w lekkim, białym puchu. W tak tradycyjny sposób zbliżamy się do Czantorii Wielkiej, drugiego po Równicy szczytu na trasie Głównego Szlaku Beskidzkiego. Schodzić z Czantorii będziemy również bez sprzętów ułatwiających ten proces. Bo po co się spieszyć, gdy wkoło śnieżna sceneria niczym z bajki. Tak, tak Królowa Zima w końcu zawitała do Beskidu Śląskiego, hojnie przystrajając w biel tutejsze buki, świerki i górskie ścieżki.
Do Polany Stokłosicy czujemy się na szlaku trochę jak nieproszeni goście. Droga z parkingu w Ustroniu, przy dolnej stacji kolejki linowej, prowadzi bowiem tuż obok trasy narciarskiej. To 50 minut (zimą trochę dłużej) ostrego podejścia w towarzystwie szusujących narciarzy i hałasujących armatek do naśnieżania stoku. Oczywiście są to niedogodności sezonowe. Poza okresem zimowym jest tu pewnie cicho i spokojnie.
Na Polanie Stokłosicy (850 m n.p.m.), miejscu krótkiego odpoczynku w drodze na Czantorię, atrakcji nie brakuje, więc na ciszę i spokój również nie ma co liczyć. Są tutaj punkty gastronomiczne, drewniane ławeczki i przede wszystkim górna stacja wyciągu krzesełkowego. Latem działa tor saneczkowy. Dla nas główną atrakcją jest natomiast wspaniała panorama okolicznych gór.
Widok z Polany pozwala zapomnieć o niedogodnościach na szlaku i zrobionych właśnie ok. 600 metrach różnicy wysokości. Patrzymy stąd w kierunku przykrytego śniegiem Dworu Skibówki na Równicy. Blisko miesiąc temu z jego tarasu przyglądaliśmy się Wielkiej Czantorii. Pogoda była wówczas złoto-jesienna, a o śniegu mogliśmy tylko pomarzyć.
Teraz to marzenie urzeczywistniło się w pełni. Zachwyceni tym co zima wyczarowała wokół nas, pokonujemy kolejny fragment czerwonego szlaku, między Polaną a Wielką Czantorią (995 m n.p.m.). Na tym odcinku panuje spory ruch. Część osób wjeżdża na Polanę kolejką linową, a potem robi spacer na szczyt i wraca tą samą drogą. Dobrze, że nasze plany wyglądają inaczej.
Wieża widokowa na Wielkiej Czantorii świeci pustkami. Ani jednej osoby na górze. O nie, czyżby była zamknięta? Nie odżałujemy widoków jakie oferuje. Chwytamy za klamkę i … co za ulga. Drzwi się otwierają. Wieża jest czynna, brakuje tylko chętnych, a może większość osób, sugerując się brakiem ludzi na szczycie tej metalowej konstrukcji, nawet nie sprawdza, czy można na nią wejść. My nie odpuściliśmy i chwilę później, chłostani podmuchami wiatru patrzymy z góry na okolicę. Pięknie widać stąd Ustroń oraz polskie i czeskie Beskidy.
Z Polany Stokłosicy do Czantorii Wielkiej towarzyszyli nam inni turyści. Teraz, schodząc czerwonym szlakiem ze szczytu w kierunku Soszowa, jesteśmy na trasie sami. Te momenty podczas górskich wędrówek lubimy najbardziej. Jest cicho i biało. Ścieżkę pokrywa gruba warstwa lekkiego śniegu, który nie stwarza większych problemów podczas wędrówki. Jedynie na stromych odcinkach, musimy być bardziej czujni, bo o niekontrolowany poślizg nie trudno.
Mijamy bacówkę Światowid i po około 40 minutach jesteśmy na Przełęczy Beskidek (684 m n.p.m.). Stąd, trzymając się czerwonych oznaczeń, można pomaszerować dalej – tam gdzie trasa Głównego Szlaku Beskidzkiego poniesie.
„Wkrótce tu wrócimy” powtarzamy w duchu, odbijając czarnym szlakiem w stronę Jawornika. Wrócimy, by z tego właśnie miejsca kontynuować wędrówkę, tym razem w stronę Wielkiego Stożka. I, aby realizować odcinek po odcinku, nasze noworoczne postanowienie.
No bajka!
I to swojska bajka 🙂
Ot co!