Autor: zwiedzajacswiat

Zamek Czocha – historia, legendy i tajemnice

Niemogący zaznać spokoju kondukt żałobników, wiarołomne niewiasty ubolewające z głębi tutejszej studni nad marnym końcem swych żywotów oraz rozpustny właściciel posiadłości pozbywający się kolejnych żon dzięki zapadni w małżeńskim łożu. A za ich sprawą szloch i jęki na moście, wołanie o pomoc słyszane ze studni, a także dobiegający z lochów, płacz. Zamek Czocha jest jednym z tych, które otacza aura tajemniczości oraz szereg ponurych legend. Uroda budowli w połączeniu z jej historią i sekretami to doskonałe tło nie tylko dla przekazywanych od pokoleń opowieści. Również dla filmów, seriali czy teledysków. A od kiedy stał się ogólnodostępnym obiektem, także miejsce weekendowych wypadów rodaków, którzy szczególnie latem lubią odwiedzać twierdzę wraz z jej okolicą.

Tatry. Granaty i Buczynowe Turnie – najbardziej widokowy odcinek Orlej Perci

Na horyzoncie, daleko przed nami, niebo płonie jeszcze czerwienią ostatnich promieni słońca. Zbocza gór z wyraźnym zarysem Giewontu okryła już czerń nocy. Światła Zakopanego i okolicznych wsi wesoło migoczą w dole po prawej stronie ścieżki prowadzącej z Boczania do Kuźnic. Po przeciwnej, jedyną odpowiedzią dla tej świetlnej mozaiki, jest ledwie widoczny księżycowy rożek. Kończący się tak wspaniałymi, pełnymi spokoju obrazami dzień w Tatrach, do spokojnych wcale nie należał. Wręcz przeciwnie – obfitował w wyzwania i emocje jak mało który. Nie ma się czemu dziwić – w końcu za cel naszej wędrówki obraliśmy jeden z odcinków Orlej Perci, a dokładnie przejście Granatów.

Moszna – oprzeć jej się nie można

Informacja o tym, że mieści się na terenie Polski, była dla nas równie zaskakująca co fantazyjny wygląd tej budowli. Bo czy to możliwe, aby zamek rodem z disneyowskich bajek, lub książek o Harrym Potterze, mógł znajdować się w zasięgu jednodniowej wycieczki? Otóż tak! Wystarczyło odbić 20 kilometrów od A4 za Opolem, by na drodze pomiędzy Prudnikiem a Krapkowicami, znaleźć to miejsce. Z przeanalizowaną trasą dojazdu i historią obiektu w głowach, w prawdziwie baśniowym stylu rozpoczęliśmy sierpniowy długi weekend. Naszym celem stał się zamek w Mosznej.

Bieszczady. Z Wołosatego przez Halicz, Krzemień i Bukowe Berdo

Pojawia się w zasięgu naszego wzroku, gdy schodzimy z Krzemienia. Bukowe Berdo – bo o nim mowa, przypomina smoczy grzbiet z okazałym wybrzuszeniem tuż przed nami i zwężającym się w oddali na zachodzie ogonem. Niczym łuski i kolce na smoczej skórze, grzbiet ten pokrywają liczne skałki oraz skalne wychodnie. Reszta to już sama łagodność. Fioletowe dzwonki wyrastające między głazami, srebrzące się w słońcu i poruszane wiatrem trawy, widok na zalesione pagórki jeden za drugim ciągnące się aż po horyzont. Schodząc z Bukowego Berda (ostatniego wzniesienia na rozpoczętej w Wołosatem 24-kilometrowej trasie), powtarzamy po raz kolejny  – Jak dobrze wrócić w Bieszczady!

Osz, początek kirgisko-uzbeckiej przygody

Żar leje się z nieba, złote zęby błyskają w szczerych uśmiechach a okrągłe, rumiane lepioszki sprzedaje się na każdym kroku. Jesteśmy w Osz, drugim co do wielkości kirgiskim mieście, położonym w otoczeniu gór Kotliny Fergańskiej. Dotarliśmy tu po 30 godzinach podróży, na którą składała się jazda pociągiem do czeskiej Pragi oraz 3 loty – z Pragi do Stambułu, stamtąd do Biszkeku i wreszcie najkrótszy, 40-minutowy ze stolicy kraju do miejsca, w którym jesteśmy obecnie. Naszym celem jest jednak nie samo miasto, lecz położony w bliskiej od niego odległości – Uzbekistan, gdzie planujemy spędzić prawie 2 tygodnie czasu. Przygraniczny Osz to wrota do tego kraju. Jutro ruszymy stąd w kierunku granicy i dowiemy się czym jest kontrola w wykonaniu uzbeckich celników. A póki co, przyglądamy się rozległej panoramie kirgiskiego miasta z wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, świętej góry Sułajman Too.

Gruzja. Wardzia i kompleks Wani – świat wykuty w skale

Krótki atak deszczu, ustępuje. Chroniąc się przed jego pierwszymi kroplami, systemem wewnętrznych tuneli docieramy do najwyżej położonych skalnych wnęk. Widok z tego miejsca jest niesamowity. Z góry patrzymy na otaczające kompleks wzgórza i nisze wykute w kamieniu naprzeciwko nas. Spoglądamy w kierunku, gdzie położona jest, niewidoczna z tego punktu Wardzia. Jeszcze niedawno byliśmy w tym gwarnym i tłocznym miejscu. Tu gdzie jesteśmy teraz, panuje całkowita cisza i spokój, a jedynymi osobami poza naszą czwórką, jest kilku małomównych, ukrytych w swych celach mnichów. Skalny kompleks Wani należy w tym momencie, niemal wyłącznie do nas.

Błatnia, wiosenno-zimowe starcie w Beskidzie Śląskim

Nie ma złej pogody, są tylko słabe charaktery – powtarzamy w myślach jak mantrę, opierając się szalejącej od kilku minut śnieżycy. Od początku wiedzieliśmy, że aura na zewnątrz nie będzie nas tego dnia rozpieszczać. Stąd zaplanowany, blisko 28 kilometrowy odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego, zamieniliśmy na górski spacer, za cel obierając Błatnią w Beskidzie Śląskim. Nie zrywając się zbyt wcześnie, wystawiliśmy w końcu nosy poza ciepłe lokum, wprost na świeżo zmoczone deszczem ulice Bielska-Białej.

Gruzja. Achalcyche i twierdza Rabati, czyli widoki jak z obrazka

Na zdjęciach w internecie wygląda, niczym komputerowa grafika. Patrząc na nią w realu, wciąż mamy wrażenie, przyglądania się nierzeczywistemu w swej perfekcji obrazowi. To skutek gruntownej odnowy, jaką objęta została 900-letnia cytadela Rabati w Achalcyche. Efekt tak dokładnego odrestaurowania zabytkowego kompleksu, może mieć swoich zwolenników i przeciwników. Ale, co tu dużo pisać – robi wrażenie.

Przełęcz Kubalonka-Barania Góra-Węgierska Górka, czyli powitanie wiosny na Głównym Szlaku Beskidzkim

Ciemne okulary chronią nas przed ostrymi promieniami słońca. Osłaniając oczy, jednocześnie zachłannie wystawiamy twarze na działanie ich rozgrzewającego strumienia, za którym tak tęskniliśmy w czasie zimowych miesięcy. Przed nami na drewnianej ławie stoją talerze doskonałej zupy czosnkowej i pyszne ciasta. Posilić się warto, w końcu czeka nas godzinne podejście na szczyt Baraniej Góry i dalsze cztery godziny wędrówki do Węgierskiej Górki. Tak, tak ponownie zawitaliśmy do schroniska Przysłop, wygrzewając stęsknione za słońcem ciała na jego betonowym tarasie. Poprzednio, drugi co wysokości szczyt Beskidu Śląskiego, był dla nas celem wędrówki samym w sobie. Tym razem traktujemy go, jako etap 25 kilometrowego odcinka Głównego Szlaku Beskidzkiego, z Przełęczy Kubalonka po Węgierską Górkę, który zaplanowaliśmy na pierwszy, bardzo wiosenny weekend kwietnia.

Dolina Omo w Etiopii. Turmi i wizyta w wiosce Hamerów

Uchylone okno, przed pełnym otwarciem, zabezpiecza solidny łańcuch. Wnikające przez nie do bungalowu nocne powietrze, nie przynosi oczekiwanej ulgi. Wraz z jego ciepłą i wilgotną falą, do naszego pokoju docierają za to rozmaite dźwięki. Nie jest to szum przejeżdżających samochodów, stukot obcasów o betonowe płyty chodnika, czy odgłos sunącego po szynach tramwaju. To jakieś tajemnicze głosy, szmery i pomruki, które nie dają nam usnąć. Zapaść w spokojny sen nie pozwala również świadomość, że poza kilkoma osobami załogi, jesteśmy w hotelowym kompleksie zupełnie sami. Jedynie liche ogrodzenie oddziela nas od rozległej, dzikiej przestrzeni, z rzadka pokrytej typowymi dla afrykańskiego buszu sylwetkami akacjowych krzewów. Wiemy, że gdzieś tam wśród rozłożystych akacjowców, przycupnęły chaty jednej z wiosek plemienia Hamerów. Wioski, którą opuściliśmy kilka godzin wcześniej, tuż przed zachodem słońca.