AZJA, GRUZJA
Komentarz 1

Gruzja. Achalcyche i twierdza Rabati, czyli widoki jak z obrazka

Na zdjęciach w internecie wygląda, niczym komputerowa grafika. Patrząc na nią w realu, wciąż mamy wrażenie, przyglądania się nierzeczywistemu w swej perfekcji obrazowi. To skutek gruntownej odnowy, jaką objęta została 900-letnia cytadela Rabati w Achalcyche. Efekt tak dokładnego odrestaurowania zabytkowego kompleksu, może mieć swoich zwolenników i przeciwników. Ale, co tu dużo pisać – robi wrażenie.


Z żalem opuszczamy Tbilisi. W ostatnim czasie stanowiło ono bazę wypadową, do której wracaliśmy z jednodniowych eskapad w rejonie Kachetii. Eskapady były udane. W tętniącym życiem i pełnym uroku Tbilisi bawiliśmy się dobrze, każdy powrót do miasta świętując w ulubionej restauracji z wyśmienitą lokalną kuchnią. Nie ma się zatem co dziwić, że rozstanie z tą częścią Gruzji przychodzi nam z trudem. Przygnębienie potęguje świadomość, że nasz wyjazd powoli zbliża się do końca.

Po Achalcyche, kolejnym etapie podróży nie oczekujemy zbyt wiele, traktując miasto jako istotny węzeł komunikacyjny, oraz punkt wypadowy do skalnych klasztorów Wardzi. I tym razem Gruzja mile nas zaskoczy, pokazując, że nie tylko jej główne atrakcje warte są uwagi.

Po trzech godzinach jazdy z Tbilisi, opuszczamy marszrutkę na dworcu w Achalcyche, stolicy prowincji Samcche-Dżawachetia, w środkowej części kraju.  Wysłużone taksówki – Łady i stare Astry – stoją w pobliżu miejsca, gdzie zatrzymują się marszrutki. Obok nich, inne auta zamienione w prowizoryczne stragany. Na przykrytych kocami maskach samochodów rozłożono śrubki, części samochodowe, narzędzia, oleje i płyny. Mini serwis.

Dojeżdżając do dworca, po lewej stronie ulicy zauważamy Hotel 3D, którym zainteresowaliśmy się dzień wcześniej, przeglądając ofertę na Booking.com. Fajnie, czyli noclegu daleko szukać nie musimy. Chwilę później, już na dworcu, penetrując wzrokiem jego okolicę, poza taksówkami i nietypowymi straganami, dostrzegamy sylwetkę cytadeli w niewielkiej odległości od miejsca, w którym stoimy. Dobrze. Wiemy już zatem, w którą stronę ruszyć na zwiedzanie miasta, gdy tylko zakwaterujemy się w hotelu. Na dworcu uzyskujemy informacje, kiedy i za ile odchodzą marszrutki do Kutaisi, kolejnego, ostatniego niestety etapu naszej podróży. Jeszcze rozmowa z taksówkarzem, zadziornym i wesołym Ormianinem, i po krótkich negocjacjach, dajemy się namówić na zwiedzanie okolicy kolejnego dnia. W ten sposób, nie opuszczając dworca autobusowego w Achalcyche, najważniejsze organizacyjnie sprawy, związane z pobytem w tym mieście, mamy załatwione.

W Hotelu 3D są miejsca, i cena, którą możemy zaakceptować. Jest też przyhotelowa knajpka – zajrzymy do niej wieczorem. Właściciel na powitanie częstuje nas chaczapuri. Fajne to Achalcyche, myślimy. A kolejne godziny myśl tę potwierdzają.

Pierwsza brama wprowadza nas na dziedziniec. Może ze względu na późną porę dnia, a może za sprawą niepewnej pogody, zwiedzających jest niewielu. Ruszamy w lewo, w stronę murów obronnych twierdzy i dwóch potężnych baszt. Z ich wysokości przyglądamy się okolicy oraz zabudowaniom cytadeli. Rozległy, miły dla oka widok, a w dodatku – bezpłatny. Opłata za wstęp (7 GEL) pobierana jest dopiero po przekroczeniu drugiej bramy, otwierającej dostęp do górnej części kompleksu. W tym miejscu dominują dwa punkty – z błyszczącą kopułą, i górujący nad resztą budynków zamek. Dziś powiewa nad nim gruzińska flaga. Nie zawsze jednak tak było.

Na wzgórzu, z którego podziwiamy dziś panoramę Achalcyche, zamek istniał już na początku IX wieku. Niewątpliwie pełnił strategiczną rolę ze względu na bliskość granicy z Imperium Osmańskim (podobnie dzisiaj, do granicy z Turcją jest stąd zaledwie 20 kilometrów). Bliskość ta, spowodowała wchłonięcie miasta przez potężne mocarstwo w XVI stuleciu. Po kilku wiekach tureckiej dominacji, Achalcyche znalazło się z kolei w granicach rosyjskiego imperium (od 1829 roku). Właśnie tutaj, do „gruzińskiej Syberii” Rosjanie zsyłali uczestników Powstania Styczniowego. Potomkowie zesłańców stanowią dziś w Achalcyche liczną społeczność, tworzącą Związek Polaków Południowej Gruzji.

Inny los spotkał mieszkających tu Turków meschetyńskich. W 1944 roku na polecenie Beri dokonano deportacji 115 tysięcy osób tego pochodzenia zamieszkujących południową Gruzję. Wysłano ich w głąb Azji Centralnej. 17 tysięcy nie przetrwało morderczej wędrówki. Potomkom tych, którzy przeżyli nadal odmawia się prawa powrotu. Zawziętość, w którą trudno uwierzyć, znając życzliwe i gościnne oblicze Gruzji.

Porzucamy rozmyślania o mrocznej stronie gruzińskiej historii. Zbyt mocno odstaje od cukierkowego obrazu cytadeli, którą wciąż zwiedzamy. Jak już wspomnieliśmy, tak gruntowna odnowa, jak ta której tu dokonano, może mieć swoich przeciwników. Niewątpliwie pozbawia miejsce autentyzmu, daje jednak pełne wyobrażenie o jego wyglądzie. No cóż, coś za coś.

Imponująca twierdza Rabati może i była pozbawiona autentyzmu, za to spotkanie, na które trafiamy w przyhotelowej restauracji, to prawdziwa gruzińska biesiada. Na złączonych stołach lądują półmiski chinkali, kwieciste toasty wznoszone są raz po raz. Znad naszych talerzy, pełnych miejscowych specjałów, przyglądamy się biesiadującym, bawiąc się równie dobrze, co oni. Za jutrzejszą wyprawę toastu jednak wznosić nie musimy. Skoro w planach mamy skalne miasto Wardzię – musi być udana!

Informacje praktyczne Gruzja

1 komentarz

  1. Asia napisał(a):

    Ale pięknie! Nigdy nie słyszałam o tym, że w Gruzji mają takie piękne budowle!
    Nie jestem fanką odbudowy gruntownej, jeżeli zmienia ona charakter budynku, ale tutaj wydaje mi się, że nadal pozostaje on klimatyczny 🙂
    Mąż chce wyjechać do Gruzji na wakacje, powiem mu o tym cudzie 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s