Atmosfera targu odurza nas skuteczniej, niż charakterystyczny, wszechobecny i drażniący nozdrza rybi zapach.
W krótkim czasie z pustej, rozgrzanej palącym słońcem ulicy, trafiliśmy na gwarny, zadaszony plac. Nagromadzenie ciekawych postaci i sytuacji sprawia, że nasze aparaty fotograficzne pracują teraz niemal bez przerwy. Za ich pomocą uwieczniamy rozładunek świeżo złowionych ryb, sceny zakupu, oraz pracę osób filetujących i porcjujących nabyty właśnie towar, a także rozmowy i wymianę ploteczek przez miejscowych.
Uwielbiamy takie autentyczne, pozbawione komercyjnej fasady miejsca. I cieszymy się, że to właśnie tu, na targu rybnym, mamy okazję rozpocząć dzień przeznaczony na zwiedzanie stolicy Omanu, Maskatu.
Międzylądowania na długich trasach są fajne. Często pozwalają na pobyt w miejscach zupełnie odmiennych kulturowo od celu wyjazdu. Takie myśli przychodzą nam do głowy w czasie spaceru uliczkami Maskatu.
Celem naszej, dopiero co rozpoczętej podróży jest Nepal. Zanim jednak przez najbliższe trzy tygodnie zagłębimy się w jego buddyjsko-hinduistycznej mieszance kultur, możemy na chwilę zanurzyć się w zupełnie innym, równie fascynującym świecie arabskim. Mamy na to kilkanaście godzin przerwy między lotami Mediolan-Maskat i Maskat-Katmandu.
Wczesnym rankiem opuszczamy lotnisko, zaopatrzeni w nabytą bezproblemowo, płatną wizę (zobacz Informacje praktyczne Oman). Wrócimy tu pod wieczór, na nocny lot do stolicy Nepalu.
Do dyspozycji mamy około 12 godzin. To czas, jaki musi nam wystarczyć na poznanie głównych atrakcji Maskatu.
Jedną z nich możemy wykreślić na wstępie. Nasz pobyt w mieście wypada w piątek, a to oznacza, że nie uda nam się zobaczyć wnętrza Wielkiego Meczetu (As Sultan Qaboos) – zamkniętego w tym dniu dla zwiedzających. Zdobiący je gigantyczny perski dywan i 35 żyrandoli z kryształami Swarovskiego, podziwiać będziemy mogli jedynie na zdjęciach.
W tej sytuacji oglądanie meczetu z zewnątrz, odkładamy na późne popołudnie (co zresztą okaże się trafną decyzją).
Skoro nie zaczynamy zwiedzania od Meczetu Sułtana Kabusa, kolejny kierunek staje się dość oczywisty. Jest nim Bulwar Mutrah. To najbardziej reprezentacyjna część miasta, oferująca to co w Maskacie najlepsze, czyli widok na port i wody zatoki z jednej strony, oraz tradycyjną, białą zabudowę z górami w tle z drugiej.
Cena wyjściowa proponowana na lotnisku za przejazd taksówką do Mutrah to 10 OMR. Obniżamy ją o połowę, biorąc auto zatrzymane na Sultan Qaboos Highway. 20 minut przejażdżki i jesteśmy na miejscu. W połowie drogi mijamy Wielki Meczet, którego oglądanie zostawiliśmy sobie na później.
Zamiast od monumentalnych budowli, poznawanie Maskatu zaczynamy na rybim targu. Targ odbywa się codziennie między 6.00 a 10.00 rano. Pora, jak na godziny działalności bazaru, jest już późna i trochę się obawiamy, czy kogoś jeszcze tam zastaniemy. Słońce przypieka już konkretnie, a to zmniejsza szanse powodzenia naszych planów. W Mutrah, w pobliżu ronda z rybą opuszczamy taksówkę i kierując się nosem, ruszamy w lewą stronę. Po chwili jesteśmy już na miejscu. Targ trwa w najlepsze. Nasze aparaty idą w ruch.

na targu rybnym w Maskacie
Mimo pobytu na targu (bo raczej nie za jego sprawą), czujemy się głodni. Zaglądamy do niepozornie wyglądającego lokalu na Corniche, w którym przesiaduje kilku miejscowych. Angielskiego menu brak, ale właściciel przejawia chęć zatrzymania naszej dwójki u siebie, wyliczając nazwy dań, spośród których wyłapujemy choć trochę przez nas kojarzone. Na pytanie o cenę, wykonuje uspokajający gest. Zostajemy. Wkrótce na naszym stoliku ląduje chicken curry, omlet oraz 2 porcje płaskiego chleba w stylu paratta, wszystko świeże i smaczne. Zamawiamy jeszcze 3 herbaty, kawę i wodę na wynos, płacąc za całość 2 OMR.
Z podładowanymi akumulatorami wracamy na rozgrzany słońcem bulwar Corniche. Tu, z jednej strony przyglądamy się granatowym wodom zatoki, portowi i cumującym w nim statkom, z drugiej – białym budynkom w tradycyjnym stylu, z pięknymi ażurowymi balkonami i ozdobnymi drzwiami. Pomiędzy nimi przebiega dwupasmowa droga, wzdłuż której zaparkowane są eleganckie samochody. Od strony zatoki równolegle z asfaltówką wije się przeznaczony dla spacerowiczów deptak.
To nim, to znów ulicą wzdłuż białej zabudowy przemieszczamy się w stronę, ulokowanego mniej więcej w połowie Corniche, tradycyjnego targu. Łatwo tu trafić za sprawą charakterystycznej kopuły, wieńczącej wejście na jego teren.
Bazar działa w godzinach 9.00-13.00 oraz 16.00-21.00, a w piątki – tylko po południu. Znowu więc nie mamy szczęścia. Jesteśmy za wcześnie, aby zobaczyć to miejsce gwarne, pełne ludzi, z działającymi straganami i pełną gamą towarów. Teraz czynnych jest zaledwie kilka stoisk z pamiątkami dla turystów.

bulwar Mutrah

targ Mutrahu w Maskacie
Na targu nie zostajemy długo. Drepcząc dalej Corniche, docieramy w rejon Parku Riam (Riyam). Przez całą drogę prowadzącą tutaj, towarzyszy nam malowniczy widok na wody zatoki.
Charakterystyczna biała budowla w kształcie kadzielnicy, góruje nad okolicą parku.
Sami nie wiemy, skąd w tym upale wzięliśmy siły, by tu dotrzeć. Zdecydowanie tego nie planowaliśmy. Samo wyszło – wokół piękne widoki i ciekawe miejsca, i tak od jednej do drugiej atrakcji, zrobiliśmy sobie porządny spacer. A skoro nam tak dobrze (się) idzie, ruszamy dalej.
Z Parku Riam oczywistym kierunkiem naszej, kontynuowanej pieszo wędrówki jest Stare Miasto (centrum administracyjno-polityczne Omanu). Zresztą do roku 1929 tylko w ten sposób, lub drogą morską można było dotrzeć na jego teren. Dziś przez skały prowadzi tam asfaltowa Al Bahri, stanowiąca przedłużenie bulwaru Corniche.
Drepcząc wzdłuż Al Bahri, przez okazałą bramę wkraczamy na teren Starego Miasta. Wewnątrz konstrukcji ulokowane jest muzeum, stąd też mało zaskakująca nazwa całego obiektu – Muzeum w Bramie.
Znów dopada nas głód. Nic dziwnego, za sobą mamy blisko 5-kilometrowy spacer w pełnym słońcu. Piątkowy bezruch panuje też i tutaj, w Starym Mieście. Udaje nam się jednak namierzyć czynny lokal. Znowu dobrze trafiamy. Jedzenie jest smaczne i w cenie zbliżonej do poprzedniej.
Teraz kolej na Pałac Sułtana (Qasr Al Alam). Na zdjęciach prezentuje się skromnie. I taki jest w rzeczywistości – malutki, ale o bardzo oryginalnej konstrukcji i kolorystyce. Stanowi jednak część, już nie tak małego kompleksu, który jako całość robi wrażenie swoją powierzchnią i prostotą formy. Nad pałacem górują dwa forty Al Mirani i Al Dżalani (zwane Bliźniaczymi), stanowiące pamiątkę po okresie portugalskiej obecności na tych ziemiach.

Muzeum w Bramie

kompleks budynków wokół Pałacu Sułtana w Maskacie

Pałac Sułtana
Za nami pięciokilometrowy spacer połączony ze zwiedzaniem. Piesza powtórka trasy nie wchodzi w grę. W okolicy Pałacu Sułtana łapiemy więc taksówkę i ustalamy z kierowcą cenę 9 OMR za kurs na lotnisko, z postojem przy Wielkim Meczecie.
Wkrótce zjeżdżamy z ruchliwej drogi i parkujemy w pobliżu najsłynniejszego obiektu w Maskacie. Kierowca zostaje przy aucie, my ruszamy wzdłuż ulicy, by z tej perspektywy objąć wzrokiem (i obiektywem) meczet wraz z ukwieconym terenem tuż przed nim.
Zachodzące słońce oświetla monumentalną bryłę budowli, a następnie stopniowo na niej gaśnie. Wokół nas – cisza i spokój. Chłoniemy tę niezwykłą chwilę i piękne obrazy, które mamy przed oczami. Za moment ruszymy w stronę pełnego ludzi, gwarnego lotniska.
A stamtąd w zupełnie inny, równie fascynujący świat. Do dalekiego Nepalu.
Oman możecie odwiedzić z Biurem Podróży ITAKA

Wielki Meczet w Maskacie
Wstyd się przyznać, ale siedzę tu od kilku miesięcy i jeszcze nie miałam okazji poznać Maskatu tak dobrze ;-))
Musisz wygospodarować dla Maskatu 12 godzin 😉