AZJA, GRUZJA
Komentarze 2

Gruzja. Stepancminda (Kazbegi), spotkanie z dwiema pięknościami

Twarde zawieszenie terenówki, zadaje prawdziwe męki naszym siedzeniom. Raz po raz obijamy je, podskakując na wybojach i nierównościach, biegnącej zakosami gruntowej drogi. Nie ma rady. Na tak wymagającej trasie, sprawdzają się tylko terenowe auta – choć gruzińskie podejście do tego tematu, cechuje znacznie większa od naszej fantazja. Mimo wszystko samochody osobowe to prawdziwa rzadkość w tym miejscu. Częściej od nich spotkać można turystów, przemierzających szlak pieszo. Jutro dołączymy do ich grona.

Dzisiaj, na szybko podjęliśmy decyzję, że nie będziemy czekać do następnego dnia. Chcemy jak najszybciej zobaczyć z bliska ciemną sylwetkę kościoła Cminda Sameba, na tle otaczających go gór, rozgrzanych do czerwoności ostatnimi promieniami słońca. Pora jest późna. Czasu mamy niewiele. Musimy sprawnie zorganizować terenowe auto z kierowcą.

Do Kazbegów, mieściny noszącej obecnie nazwę Stepancminda i stanowiącej bazę wypadową w okolice Kazbeku oraz słynnego klasztoru, docieramy późnym rankiem.

Poprzedniego dnia opuściliśmy Mestię i rejon niezwykłej Swanetii. Za nami kilkugodzinny pobyt w mało turystycznym mieście Zugdidi, którego główną atrakcję stanowi pałac Dadianich, i w którym to mieście z trudem udało nam się znaleźć zwykłą restaurację (za to jak już ją znaleźliśmy, to tańszych i smaczniejszych szaszłyków nie zjedliśmy później nigdzie).

Z Zugdidi nocny pociąg rodem z Bonanzy (porównywalne tempo podróży) przewiózł nas w zaduchu i smrodku (tak, teraz już wiemy, żeby unikać przedziałów, zlokalizowanych obok toalety) do stolicy kraju – Tbilisi.

Stąd, po wcześniejszym odparciu ataku naganiaczy z dworca Didube, odjechaliśmy dwukrotnie droższą od marszrutki, taksówką. W cenę przejazdu wliczony był postój w Ananuri oraz w pobliżu platformy widokowej na kanion Aragwi, a także utyskiwania kierowcy – starszego, acz krewkiego mieszkańca Kazbegów, w kapeluszu i pulowerze – na innych użytkowników drogi oraz na naszą opieszałość w kwestii oglądania wspomnianych miejsc i powrotu do taksówki.

Zugdidi, pałac Dadianich

Ananuri

W końcu dotarliśmy. Samochód naszego taksówkarza, wspiął się stromymi uliczkami Kazbegów, pod polecany na blogach i znany większości internautów, dom Mai Sujashvili. Nasz kierowca wykonał do Mai telefon i zbeształ za to, że nie ma jej w domu, gdy turyści chcą się zakwaterować, a potem powiedział, że mamy być w tym samym miejscu jutro o 15.00. To zawiezie nas z powrotem do Tbilisi.

Uff, dobrze, że Maja, która wyrwała się ze szkoły, gdzie pracuje jako nauczycielka, nie chciała nas dyscyplinować w stylu taksówkarza. Pokazała nam za to pokoje, zostawiła na stole chleb, dżem, herbatę i wróciła do pracy. Aaa, wcześniej przekazała jeszcze wiadomość, o przerwie w dostawie wody. Czyli o kąpieli, a nawet skorzystaniu z toalety możemy zapomnieć…

W dodatku popsuła się pogoda. Kazbek, widziany rano w całej okazałości, jako tło dla kościoła Cminda Sameba, teraz zakryły ciemne chmury. Najprawdopodobniej na górze padało. Co za ironia. Tam deszcz, a tu na dole, w miasteczku brakuje wody. Jedno i drugie zdarzenie trochę rozbijają nam dzień. Dopiero późnym popołudniem nad górami pojawia się słońce, mobilizując nas do działania.

Pakując się do załatwionej w ekspresowym tempie przez Maję terenówki, możemy liczyć na wspomniany widok – ogrzane promieniami zachodzącego słońca góry i widniejący na ich tle zarys dawnego klasztoru. Jednak podczas 40 minut jazdy, słońce mające zagwarantować ten spektakl, kryje się za chmurami. W takiej właśnie pochmurnej, wręcz ponurej aurze, widzimy go z bliska po raz pierwszy. Kościół Cminda Sameba – wizytówkę Gruzji.

Co jak co, ale kościół ten prezentuje się zjawiskowo z każdej perspektywy i o każdej porze dnia (oraz nocy). Zarówno widziany z dołu, z uliczek Kazbegów, z hali nad którą góruje, jak i ze ścieżek wiodących w stronę lodowca Gergeti (o czym przekonamy się następnego dnia). To oczywiście zasługa położenia – otaczających go kaukaskich masywów i sąsiedztwa wspaniałego Kazbeku.

Pierwsze bliskie spotkanie z Cminda Sameba, nie wygląda może tak jak to sobie wymarzyliśmy. Mimo wszystko robi ogromne wrażenie. I pozostawia niedosyt. Dobrze, że jutro będziemy tu znowu.

Tymczasem wracamy do Kazbegów, na kolację i nocne podziwianie słynnego widoku. Najpierw z uliczki przy domu Mai, a potem z balkonu jej stancji. Zachwyceni wpatrujemy się w światła miasteczka u stóp górskiego masywu, samotne światełko kościoła Cminda Sameba wysoko ponad nimi i wiszący nad Kazbekiem księżyc.

Informacje praktyczne Gruzja

platforma widokowa na kanion Aragwi

widok z miasteczka Stepancminda na kościół Cminda Sameba i Kazbek

2 komentarze

  1. skąd dokładnie robiliście zdjęcie, które jest zapowiedzią tego posta? to z kościółkiem tak trochę z boku, ale i z jakiejś góry chyba 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s