Nad naszymi głowami błyszczą miliony gwiazd. Pod stopami jest ich równie dużo. To lśniące w świetle czołówek płatki śniegu, pokrywającego drogę prowadzącą do parkingu przed Doliną Chochołowską. Tego dnia widok skrzącej w blasku latarek bieli, oglądamy po raz drugi. Towarzyszył nam również wtedy, gdy rozpoczynaliśmy naszą wycieczkę.
Pomiędzy pierwszym i końcowym etapem tej wędrówki dzieje się niemało. Doświadczamy, co prawda sporo wysiłku, ale jeszcze więcej zachwytów i satysfakcji. A wszystko za sprawą tej czwórki. Wołowiec, Łopata, Jarząbczy i Kończysty Wierch – wspaniałe szczyty Tatr Zachodnich, oferujące widoki, których nie da się zapomnieć.
Styczniowe dni nadal są krótkie, a przed nami sporo wędrowania (i fotografowania). Na szlak ruszamy zatem, gdy spowija go jeszcze ciemność.
Ze schroniska na Polanie Chochołowskiej (miejsca naszego noclegu), trzymając się zielonych oznaczeń, rozpoczynamy 2,5 godzinne podejście, którego celem jest przełęcz Zawracie (1863 m n.p.m.) pod Wołowcem.
Ostatni fragment tego odcinka daje nam trochę w kość. Podejście jest ostre, a pokryty śniegiem szlak słabo przetarty. W końcu jesteśmy na przełęczy – zasypanej tak, że wskazujący kierunki i czasy przejścia znak, znajduje się na wysokości naszych pępków. Zgodnie z jego wskazówkami do Wołowca (2063 m n.p.m.) czerwonym szlakiem mamy pół godziny drogi.
Widoki ze szczytu są wspaniałe. Szczególnie groźnie i pięknie prezentują się słowackie Rohacze. Kiedyś już podziwialiśmy je z tego miejsca, tyle że w jesiennym wydaniu. Ciężko ocenić, która z wersji – jesienna czy zimowa – jest bardziej zachwycająca.
Kolejny odcinek szlaku – od Wołowca do Jarząbczego Wierchu – przekonuje nas, że panorama, którą zachwycaliśmy się przed chwilą, to dopiero początek niesamowitej serii (zgodnie z mapą zaplanowanej na dwugodzinne przejście).
Podejście pod Jarząbczy (2137 m n.p.m.) nie należy do łatwych, stąd niemała satysfakcja po osiągnięciu szczytu.
O ile na Jarząbczym stanęliśmy pierwszy raz, o tyle kolejny wierzchołek na szlaku znamy dobrze. To oddalony o pół godziny Kończysty Wierch (2002 m n.p.m.). Następny na trasie jest Trzydniowiański (od Kończystego w jego kierunku szlak z czerwonego zmienia się na zielony), ale na jego szczycie tym razem się nie pojawimy.
Tuż przed wierzchołkiem odbijamy bowiem na zejście do Doliny Jarząbczej. Stąd, do Polany Chochołowskiej prowadzi dwugodzinny szlak czerwony. Tym razem, prowadzi niestety jedynie w teorii. W praktyce na początkowym, najbardziej stromym odcinku jest on kompletnie zasypany. Zamiast szlaku w dół biegnie alternatywna, wydeptana trochę na chybił trafił ścieżka.
Zapadając się raz po raz w grubej warstwie śniegu, to znów ślizgając, a czasami przedzierając przez częściowo przykrytą białym puchem i tarasującą przejście kosodrzewinę, schodzimy coraz niżej.
W końcu wracamy na szlak. Najtrudniejsze mamy za sobą. Przed nami chwila odpoczynku i gorący posiłek w schronisku PTTK na Polanie Chochołowskiej. A potem długa i dobrze znana trasa, prowadząca na parking przed doliną.
Trasa z milionem gwiazd – nad naszymi głowami, i pod stopami.
Magiczne miejsca!
O tak!
Ostatnie zdjęcie-cudowne:) „niebo nade mną i niebo we mnie”
Dziękujemy 😊
Super wyprawa i piękne zdjęcia 🙂
Idealna trasa na okres zimowy 🙂
Raczej polecamy wiosną lub latem, gdy dni są dłuższe 😉
Przepiękne zdjęcia, sam wybrałbym się w tamto miejsce jeśli miałbym czas. Polecam