W popołudniowym słońcu ceglasta elewacja budowli nabiera ciepłej, głębokiej barwy. Zielone pasmo gór Tienszanu w tle, tworzy wraz z samotnie stojącą konstrukcją nastrojowy kadr. Daleko za sobą zostawiliśmy zgiełk miasta. Jego miejsce zajęła cisza, natura i rozległa przestrzeń.
Tu gdzie jesteśmy, wystarczy zamknąć oczy, by za sprawą niedawno oglądanych szkiców, wyczarować nieistniejący od wieków świat. Świat, którego centrum stanowiło średniowieczne islamskie miasto, przyciągające kupców i ich karawany. To Balasagun, stolica dynastii Karachanidów. Miasto gwarne i bogate, z potężnymi murami, okazałą bramą i wysokim minaretem, z którego o ustalonej porze rozbrzmiewał głos muezina, nawołujący wiernych do modlitwy.
Otwieramy oczy. Średniowieczny świat znika. Jest tylko ona – wieża Burana. Samotna strażniczka minionych czasów w otoczeniu wspaniałej, kirgiskiej natury.
Suchy kran w łazience komplikuje przygotowania do wyjazdu z Tosor. Poranną toaletę organizujemy zatem przy użyciu wody z dzbanka, dostarczonego nam przez gospodynię. Potem obfite, domowe śniadanie i już jesteśmy na głównej drodze, oczekując na przyjazd marszrutki, która zawiezie nas do Biszkeku.
Zamiast marszrutki zatrzymują się jednak dwa samochody – wysłużone Audi z przyczepą i nowa (rzadki widok, jak na kirgiskie warunki), siedmioosobowa Honda.
Może brak nam polotu, ale otrzymując bardzo sensowną ofertę od kierowcy Hondy (1000 somów za 3 osoby; marszrutka 350 somów od osoby), sprawnie pakujemy się do klimatyzowanego (!) auta.
W niecałe 4 godziny docieramy do stolicy, w której byliśmy już dwukrotnie podczas tej podróży. Do tej pory jednak stanowiła ona tylko przystanek na dalszej drodze (najpierw do Uzbekistanu, a potem nad kirgiskie jeziora – Issyk-kul i Songköl). Tym razem zamierzamy poświęcić jej więcej czasu.
Pierwszy raz spośród dotychczasowych pobytów w Biszkeku, szukamy w tym mieście noclegu. W tym celu lokujemy się w kafejce Vanilla Sky, serwującej poza kawą i słodkościami, pyszne sałatki i ciepłe dania. Korzystając z Wi Fi, przeglądamy internetowe oferty hoteli.
Widać, że knajpka, którą wybraliśmy to lokal modny wśród mieszkańców stolicy. Nasze ubłocone ziemią z kanionu Skazka buty i luźny strój osobliwie prezentują się w tym miejscu. Za to, co do ilości dań i wysokości naszego zamówienia zastrzeżeń mieć już nie można.
Ze wstępnie wytypowanymi miejscami noclegu, opuszczamy w końcu przyjemną kafejkę. Wybrane przez nas hostele znajdują się w centrum miasta, stosunkowo blisko siebie. Ostatecznie wybór pada na Central Hostel. Choć z zewnątrz obiekt ten prezentuje się mało zachęcająco (blok z kratami w oknach), jego wnętrze kryje pachnące nowością pokoje, i bardzo pomocną, zaangażowaną obsługą. Jest tylko jeden problem. W wyniku awarii w hostelu nie ma chwilowo wody…
Szkek, Szkek – okrzyki naganiaczy towarzyszyły nam na dworcach marszrutek przez cały kirgiski etap podróży. Kolejnego dnia rano nadchodzi w końcu czas prawdziwego spotkania ze stołecznym Biszkekiem.
Pomniki, fontanny, szerokie ulice, ogromne place oraz monumentalna, postsowiecka architektura. To wszystko plus azjatycki koloryt, tworzą obraz stolicy Kirgistanu. W słoneczny dzień mieszanka ta robi na nas całkiem sympatyczne wrażenie.
A pamiętacie saturatory z czasów PRL-u? W Biszkeku, na ulicy nadal można wypić kubeczek ulubionego napoju. Najczęściej nie jest to jednak sok z wodą a szoro, czyli kwas chlebowy.
Spacer po mieście zaczynamy od centralnego placu Ała-Too. Potem mało ciekawy pod względem architektonicznym, ale interesujący jako miejsce gromadzące muzułmańską społeczność, Centralny Meczet. Następnie przechodzący gruntową renowację Sobór Woskriesieńskij, dalej bazar Oszyński i rejon prospektu Czuj, w pobliżu którego mieści się nasz hostel.
Po intensywnym zwiedzaniu stolicy, nie odpuszczamy. Jeszcze tego samego dnia chcemy zobaczyć jeden z najcenniejszych zabytków Kirgistanu – wieżę Burana.
W tym celu marszrutką nr 353 z Dworca Wschodniego ruszamy w stronę miasta Tokmok, oddalonego ok. 80 kilometrów od stolicy. Po 45 minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Tu, okazuje się, że ostatnia marszrutka do wsi Burana odjechała o 17.00. Spóźniliśmy się.
Marszrutką nie pojedziemy, ale są jeszcze taksówki, których postój znajduje się w pobliżu. Podana przez kierowcę cena 500 somów za przejazd w dwie strony plus czas oczekiwania, tak nas zaskakuje, że akceptujemy ją bez negocjacji.
Podczas 20-minutowej trasy kierowca wprowadza nerwową atmosferę oznajmiając, że powinniśmy przyjechać rano, bo teraz kompleks może być już zamknięty.
I faktycznie – oficjalnie muzeum jest czynne od 9:00 do 17:00. Mimo to na terenie obiektu nadal jest kilka osób. Otwarte jest też malutkie muzeum, w którym znajdują się szkice, zdjęcia i eksponaty archeologiczne związane z miastem Balasagun, którego pozostałością jest tutejsza słynna wieża.
Pierwotnie, pełniąca rolę minaretu wieża Burana, mierzyła 45 metrów. Liczne trzęsienia ziemi nawiedzające okolicę, obniżyły jej wysokość o 20 metrów. Ale nie tylko żywioły obchodziły się barbarzyńsko z budowlą – rosyjscy osadnicy, rozgrabiając cegły z dolnej części wieży, niemal doprowadzili do jej upadku.
Szczęśliwie, w latach 70-tych ubiegłego stulecia znalazły się fundusze na renowację obiektu, będącego jednym z najstarszych zabytków Kirgistanu. Dziś, podziwiać można odnowione oblicze dawnego minaretu, a także krętymi, wąskimi schodkami wejść na górę, i z wysokości wieży podziwiać malowniczą okolicę.
Jak na jedną z głównych atrakcji turystycznych kraju, miejsce to nie jest jednak oblegane przez turystów. I w tym również tkwi jego urok.
W pobliżu wieży – poza muzeum, mieszczącym się w niewielkim domku, oraz znajdującej się w jego pobliżu jurcie-sklepiku z pamiątkami – spotkać można dawnych wojowników z okolicznych stepów. A dokładnie ich oblicza wykute w kamieniu. Te kamienne figury zwane balbal, stawiano na grobach nomadzkich bohaterów.
Spacer pomiędzy tajemniczymi głazami, z wieżą Burana i górami Tienszanu w tle, to wspaniałe zakończenie przedostatniego dnia naszej podróży po Uzbekistanie i Kirgistanie. Kolejnego, czeka nas wieczorny lot do Biszkeku. Czasu, jaki nam pozostał, nie zamierzamy jednak spędzić na pakowaniu bagażu.
Wieża, która ma obecnie wysokość 45 metrów została zredukowana o 20 metrów? Ciekawe jak wyglądała wcześniej.
odpowiedź na ostatnim rysunku. O my nieuważni czytelnicy…
„Pierwotnie, pełniąca rolę minaretu wieża Burana, mierzyła 45 metrów. Liczne trzęsienia ziemi nawiedzające okolicę, obniżyły jej wysokość o 20 metrów.” Czyli obecnie wieża Burana mierzy 25 metrów 😉
Te kolorowe tkaniny wyglądają niesamowicie!! Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie w okolice -stanów, ale zaczynam się coraz bardziej przekonywać do tego, że jest to ciekawy kierunek!
Wspaniałe miejsce – żywe, pełne kolorów (i jak mniemam, smaków). Super zdjęcia i do tego mnóstwo szczegółowych informacji. Reasumując, wpis idealny, brawo!
Dziękujemy 🙂
Już na tym bazarze dostałam ślinotoku 🙂 Fantastyczne miejsce, skoro mam już w planie na 2018 Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan to dołożę chyba jeszcze Kirgistan! I jak to mówi mój kumpel zwiedzę w końcu te jedyne słuszne Stany (nawiązując do USA) 🙂 Fajnie, zazdroszczę troszkę, ale tak pozytywnie, zapisuje w zakładkach i wrócę tu, gdy plan się wyklaruje.
Plan bardzo ambitny. Trzymamy kciuki za realizację 👍✊️
Nigdy nie rozważałam bliższego zwiedzania i poznawania Azji. W ostatnim czasie jednak, im więcej o niej czytam, tym mam większą ochotę ją odwiedzić. Wieża Burana wraz z tymi pięknymi górami w tle wyglądają jak wyciągnięte z innej bajki… Chyba najwyższy czas zmodyfikować moją podróżniczą bucket listę 🙂
Pingback: Ornament swastykowy na wieży Burana w Kirgistanie – Swastyki