ARGENTYNA/BRAZYLIA/CHILE, BRAZYLIA
Komentarz 1

Brazylia, Rio de Janeiro (Głowa Cukru, Copacabana)

Najciekawszy punkt, widziany dzień wcześniej ze wzgórza Corcovado, to Głowa Cukru (Pão de Açucar). Dzisiaj z jej szczytu, spojrzymy z kolei na postać Jezusa i nową panoramę miasta. Pewni nabytego dzień wcześniej doświadczenia w przemieszczaniu się po Rio autobusami, ruszamy na przystanek. Znajomość zasad to jedno, ale gdy po drugiej stronie (tej mającej przewagę, czyli po stronie kierowcy) nie ma chęci współpracy, szanse na powodzenie przedsięwzięcia są znikome. Co tu dużo pisać. Uciekają nam 3 autobusy linii 107, jadącej pod Głowę Cukru. Machamy, ale na nasze proszące gesty, reaguje dopiero kierowca czwartego pojazdu.

Wagoniki kolejki na Głowę Cukru, pokonują trasę dwuetapowo. Pierwszy postój na Morro da Urca, to również pierwsza panorama Rio, tym razem z przeciwnej do Corcovado strony oraz świetny widok na Pão de Açucar. Kolejny wjazd, to już sam cel podróży – czubek Głowy Cukru, z którego roztaczają się prawdziwie słodkie widoki na miasto.

Zjeżdżamy niżej, odpoczywamy, pijemy świeżo zmiksowane owocowe soki i patrzymy na wspaniałą panoramę Rio.

Kolejny odpoczynek fundujemy sobie na najsłynniejszej plaży świata, Copacabanie. Żar leje się z nieba, ale chętnych na przypiekanie swoich ciał nie brakuje. Nasze, blade i odwykłe po zimie od słońca, wolimy chronić w cieniu wypożyczonego parasola, od czasu do czasu chłodząc je w wodach Atlantyku.

Jeszcze tylko słodkie tapiocas saborosas z kuchni na kółkach przy plaży, a potem energetyczna dawka witamin, w postaci popularnego napoju açai, w jednym z lokali, jakich wiele na ulicach Rio i wracamy w rejon domu Carlosa.

Po blisko 72 godzinach żegnamy Rio. Zobaczyliśmy to, co w nim najlepsze, ale by poznać jego prawdziwą naturę i sekrety, potrzeba znacznie więcej czasu. Mimo złej opinii w kwestii bezpieczeństwa, nie spotkało nas nic przykrego, chociaż przypadkowe osoby radziły, aby zaraz po zrobieniu zdjęć, chować aparat do plecaka, a starsza pani w autobusie wskazując na obrączkę – że lepiej ją ściągnąć i schować, jeśli nie chce się stracić palca.

Rano opuszczamy gorące Rio, by tego samego dnia wieczorem, dolecieć na „Koniec Świata” i w targanej przez wiatry Ushuai, rozpocząć przygodę z Patagonią.

1 komentarz

  1. anula napisał(a):

    jestem bardzo ciekawa.czy choć jedna niemajętna rodzina brazylijska tam zamieszkuje?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s