W Parku Torres del Paine spędzamy kolejne dwa dni. Pierwszego, pozostajemy na kempingu w pobliżu hotelu Las Torres. A raczej pozostaje tam nasz namiot i sprzęt, a my we trójkę ruszamy w stronę Jeziora Nordenskjöld. Przez całą drogę towarzyszą nam rozległe, piękne panoramy i … słynny patagoński wiatr. Jego porywy unoszą i ciskają drobnymi kamyczkami, policzkują paskami plecaków, zrywają czapki. I to nie czapki z daszkiem, które mogłyby stawiać opór, ale takie, dobrze przylegające do głów. Cofamy się spory kawałek drogi, aby je znaleźć.
Tak więc, wieje jak na Patagonię przystało. Jest jednak słonecznie. Kolejny raz piękna aura, pozwala nam w pełni cieszyć się niezwykłymi widokami. A jest co podziwiać. Otwarta przestrzeń, turkusowe, otoczone górami wody Jeziora Nordenskjöld i ośnieżone szczyty w tle. Piękny, rozległy, pastelowy pejzaż. Już następnego dnia za sprawą pogody, oglądać będziemy zupełnie inne oblicze Parku.
Kolejnego dnia o 9.00 rano opuszczamy kemping. Zabiera nas stamtąd kursujący w obrębie Parku busik. Po około godzinie jazdy wysiadamy przy Refugio Pudeto. Stąd odpływają statki na drugą stronę Jeziora Pehoe, gdzie zaczyna się 3 godzinny szlak prowadzący do lodowca Grey. Chętnie byśmy tam ruszyli, ale tego samego dnia planujemy powrót do Puerto Natales. Jest czego żałować, chociaż z drugiej strony, to co widzimy..łoł…też jest wspaniałe!
Słynne Rogi (Cuernos del Paine) pojawiają się na horyzoncie już po niecałej godzinie marszu od schroniska Pudeto. Będą nas kusiły swoim widokiem i przyciągały jak magnes, coraz bliżej, aż zamiast samych wierzchołków, zobaczymy je w pełnej okazałości.
Tym razem nie towarzyszy nam słońce. Jest pochmurnie. Ale właśnie taka pogoda, nadaje oglądanym krajobrazom niezwykłej, groźnej i tajemniczej aury. Jakbyśmy przenieśli się do mrocznych krain z powieści Tolkiena. Poszarpane granie, stalowe niebo, poskręcane, wyblakłe, pnie martwych drzew. I jeszcze ten wspaniały wodospad, który mijamy po drodze. Wody Salto Grande, może nie spadają ze spektakularnej wysokości, niemniej miejsce to i sceneria wokół niego, mają w sobie niezwykły urok surowego piękna. Malownicza kaskada, którą oglądamy, powstała tam gdzie wody jeziora Nordenskjöld łączą się z jeziorem Pehoe.
Z autobusu, którym w ciągu 3 godzin mamy dotrzeć do Puerto Natales, chłoniemy ostatnie widoki Parku na trasie Refugio Pudeto-Laguna Amarga. Teraz masyw Monte Almirante Nieto możemy podziwiać w całej jego potędze i majestacie, dzięki odpowiedniej perspektywie.
Późnym popołudniem przyjeżdżamy do Puerto Natales. Miasteczko wita nas senną, przyjazną atmosferą i najlepszą pizzą w okolicy, serwowaną w restauracji Mesita Grande.