BRAZYLIA, ARGENTYNA, CHILE 2015

Brazylia, Argentyna, Chile. W ciągu trzech tygodni naszej podróży Kordyliera Patagońska plus odwiedziliśmy właśnie te kraje. Dwa pierwsze, to pod względem zajmowanej powierzchni prawdziwi giganci (nie tylko) Ameryki Południowej. Trzeci znacznie mniejszy, za to wyjątkowo długi, ciągnie się wzdłuż zachodniego wybrzeża kontynentu pasem liczącym ponad cztery tysiące kilometrów.

Poznanie każdego ze wspomnianych krajów zajęłoby miesiące, jeśli nie lata. My mieliśmy na wszystkie razem, trzy tygodnie. Wyścig z czasem zamiast zwiedzania? Dla niektórych pewnie tak. Ale powtarzając za Tomkiem Gorazdowskim: Pokażcie mi kogoś, kto lubi podróżować i powie „Nie, dla mnie za szybko, nie chcę zobaczyć … (tych miejsc)”. No, my tak nie powiemy na pewno.

Tak więc, mimo, że czas nas gonił, zobaczyliśmy podczas Kordyliery Patagońskiej plus miejsca wyjątkowe, piękne, choć przede wszystkim te najbardziej znane. Można oczywiście zarzucać im komercyjność, która jednak wynika z popularności, a ta najczęściej ma swoje uzasadnienie. Co tu dużo pisać, żadne z miejsc polecanych jako warte odwiedzenia, nie rozczarowało nas podczas tej podróży.

Najwięcej czasu spędziliśmy w Argentynie, odwiedzając tam: Ushuaię, Park Narodowy Ziemi Ognistej, Park Narodowy Lodowców, Buenos Aires i wodospady Iguazu. W Brazylii zawitaliśmy do słynnego Rio de Janeiro oraz podziwialiśmy wodospady Iguazu, leżące po tej stronie granicy. Chile to przede wszystkim wspaniały Park Narodowy Torres del Paine. Oczywiście miejsca odwiedzone przez nas w Argentynie, Brazylii i Chile są jedynie ułamkiem atrakcji jakie oferują te kraje. Ale za to atrakcji z najwyższej półki. Zebrane w jednej podróży, czynią ją naprawdę niesamowitym przeżyciem.

Ze wspomnianych powodów, nie pokusimy się zatem o opracowanie informacji praktycznych dotyczących każdego kraju oddzielnie. Postaramy się przekazać ogólne porady, mogące ułatwić organizację podróży w te rejony świata oraz przedstawić miejsca naszym zdaniem godne polecenia, które dobrze wspominamy. A może ktoś z Was będzie miał ochotę powtórzyć naszą trasę? Plan macie gotowy!

Argentyna, Brazylia, Chile. Trzy wyjątkowe kraje Ameryki Południowej. Kraje, które w swoich granicach posiadają cuda natury wywołujące przyspieszone bicie serca u każdego podróżnika. Najwyższe łańcuchy górskie, najpiękniejsze wodospady, najokazalsze lodowce, największe metropolie. Możliwość podziwiania tych miejsc ma swoją cenę. Dość wysoką cenę. W dosłownym znaczeniu. Warto mieć tego świadomość, by uniknąć niepotrzebnej frustracji. To nie backpackerska Azja, gdzie można przeżyć za parę dolarów. Szczególnie rejon Patagonii przoduje w wyśrubowanych stawkach. Nawet argentyńska stolica Buenos Aires nie ma takich cen, jak ta górska kraina. Gdybyście jednak zapytali nas, czy było warto wydać dwukrotnie więcej niż wydajemy normalnie na tego typu wyjazdy, odpowiemy krótko: tak! Zresztą zobaczcie zdjęcia z tej podróży. To chyba najlepsze potwierdzenie.

W Argentynie jest drogo, a może być jeszcze drożej, jeżeli zamiast tzw. blue dollars (waluty czarnorynkowej, wymiana korzystniejsza o ok.50%), zaopatrzycie się w dolary po oficjalnym kursie. Nabycie tych pierwszych nie jest skomplikowaną czynnością. Wystarczy udać się w Buenos Aires w rejon ulicy Florida, a tam chętni do wymiany pieniędzy sami was znajdą. Jeżeli kurs będzie wam odpowiadał, transakcja zostanie sfinalizowana w jakimś sklepiku lub biurze. Z korzyścią dla obu stron.

Brazylia i Argentyna to kraje ogromne. To wiemy. Transport lądowy (autokary), ze względu na ilość pokonywanych podczas jazdy kilometrów, nie jest tani. W porównywalnej cenie można kupić bilety lotnicze, oszczędzając czas (przykładowy przejazd na trasie Buenos Aires – Iguazu to 18 godzinna podróż) i siły.

PRZELOTY WEWNĘTRZNE, czyli oszczędzamy czas skoro nie zaoszczędzimy pieniędzy.

Bilety lotnicze na trasie Rio de Janeiro – Ushuaia (z przesiadką w Buenos Aires) oraz El Calafate – Buenos Aires w pakiecie wykupionym w Aerolineas Argentinas kosztowały 2 560 złotych od osoby.

ATRAKCJE – co warto zobaczyć i ile będzie nas to kosztowało (razem z transportem).

BRAZYLIA:

W Rio de Janeiro każdy turysta musi stanąć pod rozłożonymi ramionami Jezusa na wzgórzu Corcovado i objąć wzrokiem panoramę jednego z najpiękniej położonych miast. Koszt tej przyjemności to 53 BRL/os., czyli ok. 20 $ za przejazd busem tam i z powrotem, plus bilet wstępu.

Po wizycie na wzgórzu Corcovado, warto spojrzeć na Rio z innej perspektywy, czyli z Głowy Cukru (Pão de Açucar). Wjazd kolejką to koszt 62 BRL/dorosły (155 BRL/3 osoby ze zniżką dla dziecka).

Kolejne warte odwiedzenia miejsce w Rio to Ogród Tijuca (Tidżuka), czyli fragment tropikalnego lasu w sercu wielkomiejskiej dżungli. Cena wstępu 7 BRL/os. Przejazd autobusem, niezależnie od długości trasy, to wydatek 3,4 BRL (ok. 1,25 $).

Na koniec bezpłatne atrakcje miasta czyli: Escadaria Selaron słynne schody, obłożone kolorowymi kaflami w dzielnicy Lapa i jeszcze słynniejsza plaża Copacabana.

ARGENTYNA:

Ushuaia, czyli miasto na Końcu Świata, w którym nie sposób się nudzić.
Poza atrakcjami dużego kalibru, takimi jak rejs w kierunku Antarktydy, przeciętni zjadacze chleba, najczęściej odwiedzają w Ushuai Park Narodowy Ziemi Ognistej, znajdujące się w mieście muzea (np. Muzeum Końca Świata), płyną w rejs Kanałem Beagle lub ewentualnie ruszają na przejażdżkę pociągiem (Tren del Fin del Mundo).

Co do Parku Narodowego Ziemi Ognistej – z Ushuai dotrzeć tam można busem. Busy kursują co godzinę (od 9.00 do 16.00, cena 200 ARS/os.). Na terenie Parku, wysiąść można w jednym z 5 miejsc, a trekking zakończyć w innym punkcie, z którego bus nas odbierze (ostatni kurs powrotny jest o godzinie 19.00). Bilet wstępu do Parku to koszt 140 ARS/os., dziecko wstęp bezpłatny.

Z kolei rejsy Kanałem Beagle organizuje niemal każda budka-agencja w porcie. Krótsza, trzygodzinna wersja nie obejmuje wyspy z pingwinami, Martillo. Dłuższa wersja rejsu (z pingwinami) to dodatkowe 2 godziny na wodzie. Decydując się na drugą opcję, mieliśmy do wyboru dwie godziny wypłynięcia z portu (9:00 lub 16:00). Koszt za trzy osoby wyniósł 1875 ARS (ze zniżką dla córki). Opłata za wstęp do portu 15 ARS/os.

CHILE:

Park Narodowy Torres del Paine – potężna dawka wspaniałych górskich widoków.

Do Puerto Natales, czyli bazy wypadowej w rejon Parku, dotarliśmy autokarem z Ushuai (bilet 950 ARS/os.). Podróż trwała blisko 12 godzin, obejmując półgodzinną przeprawę promem oraz postój w chilijskim mieście Punta Arenas.

Przygotowania do trekkingu w Puerto Natales (zakup produktów spożywczych oraz ewentualne wypożyczenie sprzętu) nie stanowią większego problemu (choć ze spożywką trzeba się spieszyć – wieczorami markety są już poważnie przetrzebione z podstawowych towarów). Ceny nie należą do niskich, ale w porównaniu do tych w Parku są i tak atrakcyjne. Wynajęcie trzyosobowego namiotu, 3 śpiworów, 3 karimat i kijów, plus turystyczna kuchenka gazowa to koszt 43 000 CLP za 3 dni.

Do Parku z Puerto Natales kursują autobusy (godziny odjazdu 7.30 i 14.30, powrót sprzed budynku administracji Parku 13.00-18.00, Pudeto 13.30-19.00, Laguna Amarga 14.30-19.45). Na miejsce docierają po 2 godzinach jazdy. Bilet to koszt 12 000 CLP/os.

Bilet wstępu do Parku 18 000 CLP/os., dziecko 500 CLP. Przejazd na terenie Parku 2 800 CLP/os. Opłata za pobyt na campingu 51 000 CLP/2 noce.

Widoki jakie oferuje Torres del Paine – bezcenne.

ARGENTYNA PONOWNIE

El Calafate – miasteczko stanowiące bazę wypadową do Parku Narodowego Lodowców, na terenie którego znajdują się takie cuda natury jak lodowiec Perito Moreno i szczyt Fitz Roy.

Przejazd autokarem z Puerto Natales do El Calafate zajął nam 5,5 godziny. Koszt biletu 15 000 CLP/os.

Przejazd z El Calafate na parking w rejonie lodowca Perito Moreno zajmuje 1,5 godziny. Cena przejazdu 300 ARS/os. w obie strony. Bilet wstępu 215 ARS/dorosły. Na miejscu mamy do dyspozycji 6 godzin czasu. 6 godzin na podziwianie lodowego giganta z systemu metalowych kładek i platform widokowych.

El Chalten, do tego miasteczka przyjeżdża się głównie z jednego powodu. Jest nim Fitz Roy, szczyt-wizytówka Argentyny.

Przejazd z El Calafate do El Chalten to koszt 550 ARS/os. za bilet. Trwa 3,5 godziny.

Wodospady Iguazu –  hektolitry wody spadającej z ogłuszającym hukiem wśród bujnej, tropikalnej roślinności. Widowisko, które zachwyci każdego.

Z Buenos Aires do argentyńskiego Puerto Iguazú dotarliśmy autokarem. Podróż trwała 18 godzin. Koszt biletu 1000 ARS/os.

Wstęp do Parku po stronie argentyńskiej 260 ARS/dorosły, 65 ARS dziecko; po brazylijskiej 52,3 BRL. Przejazd taksówką z Puerto Iguazú do Foz do Iguaçu 290 ARS/3 os.

GASTRONOMIA, czyli co i gdzie podbiło nasze kubki smakowe.

BRAZYLIA:

Obowiązkowo spróbować należy tradycyjnego dania brazylijskiej kuchni jakim jest feijoada (feidżoada) – gęsty, ciemny gulasz wołowy z czerwoną fasolą, ryżem, zielonymi dodatkami. Potrawę posypuje się zmielonymi na proszek prażonymi skórkami świńskimi. Pycha!
Carne Seca á Brasileira, poszarpane kawałki wołowiny również smakują wybornie.
Oba dania oraz inne potrawy głównie na bazie doskonałej wołowiny, bez problemu znajdziecie w menu restauracji, zlokalizowanych w urokliwej dzielnicy Santa Teresa w Rio de Janeiro.

W Rio nie brakuje otwartych, nieprzeszklonych lokali, serwujących świeżo wyciskane soki z owoców oraz bardzo popularny napój açai, witaminową bombę w postaci gęstego płynu o czekoladowej barwie.

Najlepszy posiłek jaki jedliśmy w Brazylii, to dania z bufetu w pawilonie na terenie Parku Narodowego Iguazu. Wybór zup, mięs, sałatek ogromny. Wszystko wyjątkowo smaczne. A możliwość kosztowania różnorakich potraw ograniczona jedynie pojemnością żołądków, płaci się bowiem ustaloną kwotę i można jeść do oporu (60 BRL/os.).

W Foz do Iguaçu miejsce warte polecenia to „Emporio com Arte”, galeria sztuki i restauracyjka w jednym. Utrzymana w rustykalnym klimacie, mieści się w starym drewnianym domku. Wszystko co stanowi wystrój jego wnętrza, jest do kupienia. Doskonały sok z mango i naleśniki.

ARGENTYNA:

Steki, wino i yerba mate – to pierwsze skojarzenia, jakie przychodzą większości z nas do głowy na hasło: potrawy i napoje w Argentynie. Kulinarne realia tego kraju są oczywiście dużo bardziej złożone. W restauracjach Ushuai na Końcu Świata królują na przykład owoce morze, głównie kraby. Popularną przekąskę argentyńskiego menu stanowią empanadas, pierożki z mięsnym lub warzywnym farszem. Słodkim akcentem są rogaliki zwane medialunas oraz dulce de leche (rodzaj masy kajmakowej), którą Argentyńczycy smarują niemal wszystko. Faktem jednak jest, że dla smakoszy mięs, a przede wszystkim wołowiny Argentyna to prawdziwy raj. Dostępność, smak i wielkość porcji carne to wizytówka tego kraju.

Najlepsze argentyńskie steki jedliśmy w Puerto Iguazú w knajpce o nazwie Terra Wok & Grille

Do miłych kulinarnych wspomnień zaliczyć możemy także wizytę w Mi Rancho w El Calafate. Uroczy, mały domek-restauracja. Miejsce bardzo popularne. Warto wcześniej zrobić rezerwację.

W El Calafate działa również świetna cukiernio-piekarni Don Luis. Kanapki, ciasta, ogromny wybór empanadas. Przytulne, schludne miejsce.

CHILE:

Ogromne porcje i późna pora kolacji – kulinarne zwyczaje mieszkańców Chile, w tych kwestiach są bardzo bliskie zwyczajom Argentyńczyków. Tutejsza potrawa pichanga (czyli smażone kawałki wołowiny, kurczaka plus kiełbaski, jajka i piklowane warzywa przykryte stertą frytek) w wersji chica (co należy rozumieć jako mała), śmiało wystarczy dwójce dorosłych, głodnych osób.

W Puerto Natales sympatycznym i popularnym miejscem jest Pizzeria Mesita Grande, z najlepszą pizzą (a jakże) w mieście.

W miasteczku, bazie wypadowej do pobliskiego Parku Narodowego Torres del Paine, warto zaopatrzyć się w produkty spożywcze, oferowane przez tutejsze sklepy. Ceny spożywki na terenie Parku są horrendalne.

NOCLEGI, czyli gdzie nam się dobrze spało.

Większości noclegów nie rezerwowaliśmy wcześniej. Wyjątkiem było Rio de Janeiro i Ushuaia. W pierwszym przypadku, trafiliśmy świetnie. W drugim wręcz przeciwnie.

BRAZYLIA:

W Rio de Janeiro zatrzymaliśmy się w „A Nossa Casa de Santa Teresa”. Skoro o tym miejscu wspominamy – znaczy, że zatrzymać się w nim było warto 🙂
„A Nossa Casa de Santa Teresa” to prywatny dom, w którym wynająć można przyjemnie urządzone pokoje i korzystać ze wspólnych pomieszczeń. Ten kilkupoziomowy budynek, zlokalizowany jest w klimatycznej dzielnicy Santa Teresa, otoczony bujną roślinnością, pełen artystyczno-egzotycznych pamiątek. Jego gospodarza Carlosa – rozgadanego i wybuchającego raz po raz gromkim śmiechem, właściciela burzy siwych loków, ciężko nie polubić.

ARGENTYNA:

Spośród wszystkich miejsc w jakich przyszło nam nocować podczas pobytu w Argentynie, najmilej wspominamy jedno. Posada 21 Oranges w Puerto Iguazú. Uroczy hotelik wśród palm, z własnym basenem i urządzonymi w drewnie pokojami. Miejsce, gdzie mogliśmy się zrelaksować po kilkunastogodzinnej podróży autokarem z Buenos Aires.

Choć mieliśmy podać przykłady miejsc wartych polecenia, musimy wspomnieć o jednym z przeciwległego bieguna. Miejsce, które radzimy omijać szerokim łukiem. Hostel Haush w Ushuai. Jeden z dwóch zarezerwowanych przed rozpoczęciem podróży. Na zdjęciach prezentował się przyzwoicie, to co zastaliśmy na miejscu, pozostawiło w nas prawdziwą traumę. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie wybierajcie tego miejsca, jeżeli chcecie wspominać miło pobyt na Końcu Świata.

OSOBLIWOŚCI, czyli czym zaskoczyły nas poszczególne kraje.

BRAZYLIA:

Transport publiczny, a konkretnie autobusy w Rio de Janeiro. Przejazd nimi to ciekawe doświadczenie. Ale zanim będzie nam dane je przeżyć, musimy najpierw zlokalizować przystanek, a potem zatrzymać autobus. Wbrew pozorom nie jest to takie proste. Przystanki to bowiem często miejsca, których istnienia świadomi są jedynie miejscowi. Brak rozkładów jazdy. Autobus zatrzymuje się machaniem ręki. Bywa, że kierowca ignoruje nasze rozpaczliwe gesty. Nie pozostaje wtedy nic innego, jak podjąć kolejną próbę, gdy nadjedzie kolejny pojazd. W autobusie, obok wejścia znajduje się obrotowa bramka, a przy niej osoba sprzedająca bilety. Pojazdy są stare, z wybitym zawieszeniem, trzęsie w nich niemożliwie. Do tego nie jest tanio. Każdy przejazd, niezależnie od długości trasy, to wydatek 3,4 BRL (ok. 1,25 $).

ARGENTYNA:

Choć wcześniej słyszeliśmy o słynnych argentyńskich porcjach dań, uwierzyliśmy dopiero widząc je na własne oczy. Niestety szybko przywykliśmy do innej równie słynnej argentyńskiej tradycji, czyli późnych pór obfitych kolacji. No i przywieźliśmy parę kilo obywateli więcej z tej podróży.

CHILE:

Przekraczanie granicy w Chile. Tak, to doświadczenie zaliczyć możemy do osobliwych (a dla naszej córki, również stresujących). Do kraju nie wolno bowiem wwozić świeżej żywności, poza tym, co do jedzenia potrzebne jest na drogę (Zuza i tak obawiała się utraty Pringlesów). Specjalnie szkolony pies obwąchuje wyciągnięte z luku bagażowego plecaki i walizki. Podręczne torby są zaś skanowane. Mimo całej skomplikowanej procedury, chipsy bezpiecznie przekroczyły granicę.